Zamknij

Spór o NIELEGALNY DOM w Borzytuchomiu. Inspektor Wysocki zajmuje się tym od 20 lat [FOTO, WIDEO]

21:16, 04.12.2021 M.W. Aktualizacja: 21:35, 04.12.2021
Skomentuj Sąsiedzi 20 lat walczą o rozbiórkę nielegalnego budynku Sąsiedzi 20 lat walczą o rozbiórkę nielegalnego budynku

Rodzina z Borzytuchomia wyprzedziła rządowy program budowy domów bez pozwoleń. Już 20 lat temu postawili obiekt znacznie większy niż obecne ustawowe 70 m2. Wydawałoby się, że nie jest to możliwe, że polskie prawo szybko spowoduje rozbiórkę takiej budowli, ale nic bardziej mylnego. Sąsiedzi nielegalnych budowlańców od 20 lat walczą o rozbiórkę budynku. Twierdzą, że znaleźli się w takiej sytuacji, jakby w powiecie bytowskim nie istniał ktoś taki, jak powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.

To kolejna sprawa potwierdzająca opieszałość inspektora Mariana Wysockiego. W marcu 2020 roku w innej sprawie został nawet za to ukarany wyrokiem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który potwierdził, że wykazuje się on rażącą opieszałością z rażącym naruszeniem prawa. Podobnie postępuje w przypadku nielegalnej hali w Udorpiu, należącej do przedsiębiorcy i szefa Rady Nadzorczej Wodociągów Miejskich w Bytowie, Bogdana Gierszewskiego. Zarówno w tym przypadku, jak i w odniesieniu do nielegalnego domu jednorodzinnego we wsi Borzytuchom, poszkodowani nic nie wskórali nawet u wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego. Wygląda na to, że nie ma mocnych na inspektora Mariana Wysockiego.

Historia powstania okazałego domu jednorodzinnego na małej działce, bezpośrednio przy drodze wojewódzkiej w centrum Borzytuchomia, to gotowy materiał na ciekawy film dokumentalny. Jest rok 2001. Działkę znajdującą się w sąsiedztwie posesji Renaty Ryngwelskiej i jej szwagra, Szczepana Kędziory, otrzymują spadkobiercy miejscowego gospodarza. Bezpośrednią jej właścicielką staje się mieszkanka gminy Studzienice. Nowi właściciele szybko postanawiają zbudować dom, który ma być przeznaczony dla jej syna. Od pomysłu przechodzą do realizacji. Sąsiedzi początkowo nic nie podejrzewając sądzili, że cała sprawa odbyła się legalnie, chociaż dziwili się, że tak okazały budynek powstawał na tak wąskiej działce. Jego prawa ściana znajduje się zaledwie około 30 cm od granicy posesji następnych sąsiadów. To rodzina Skwierawskich. Początkowo wszyscy sąsiedzi byli przekonani, że skoro budowa ruszyła, to najprawdopodobniej stawiający dom ludzie uzyskali wszystkie niezbędne zgody. Jednakże oglądając rosnące ściany, zaczęli mieć oni obawy co do prawidłowości postępujących działań budowlanych. Zapowiadało się trudne sąsiedztwo.

- Gdy ustaliliśmy, że to samowola budowlana, wywalczyliśmy decyzję o nakazie rozbiórki. Sądziliśmy, że sprawa została załatwiona i jedynie kwestią czasu jest rozebranie tego nielegalnego budynku - mówi Renata Ryngwelska. 

Precyzując, wyjaśnia, że działka ta nie została przekazana w spadku, ale to podobno efekt dziwnej transakcji. Nowi właściciele gruntu pozyskali ten areał od mieszkającego od lat w Borzytuchomiu gospodarza.

- Widzieliśmy jak do niego jeździli i upijali oraz namawiali do przepisania gospodarstwa. Wzięli nie tylko tę działkę przy drodze wojewódzkiej, ale jeszcze łąki. Gdyby to sprzedał za rynkową cenę, miałby mnóstwo pieniędzy - zeznaje Ryngwelska. 


Dom w Borzytuchomiu nadal stoi, pomimo nakazu rozbiórki

Działka została przejęta i na początku XXI wieku rozpoczęła się wspomniana już budowa jednorodzinnego domu. Gdy sąsiedzi powstającego gmachu zaczęli zapoznawać się ze sprawą i zajrzeli w dokumenty, zobaczyli, że ich sąsiedzi wystąpili o budowę budynku gospodarczego z poddaszem magazynowym. W rzeczywistości z ziemi zaczął wyrastać jednorodzinny dom. 

- Rozebrali stary budynek gospodarczy sąsiada i zaczęli robić wykopy, wchodząc również na naszą działkę. Musiałam psa pilnować, bo ciągle uciekał z powodu braku ogrodzenia, które zdemontowali. Jak zaczął powstawać dom, zauważyłam, że stoi zbyt blisko naszej granicy i naszego budynku. Zauważyliśmy w przepisach, że budynek powinien być 4 m. od granicy naszej posesji. Natomiast, jeśli okna są tylko na ścianie frontowej, dozwolona odległość została określona jako 3 m. od granicy następnej posesji. Sąsiad z drugiej strony ma jeszcze gorzej, bo tam ściana budynku jest oddalona zaledwie o jakieś 30 cm - opowiada Ryngwelska. 

Twierdzi ona, że udali się do Urzędu Gminy Borzytuchom po informacje na ten temat. Usłyszeli, że w dziale budowlanym nic nie wiedzą odnośnie budowy domu jednorodzinnego w tej lokalizacji. Powiedziano im wprost, że nie ma tam pozwolenia na budowę.

- Zrobiliśmy “wielkie oczy”, tym bardziej, że tamten dom powstał przy głównej drodze. Wszyscy urzędnicy musieli to widzieć - opowiadają mieszkańcy. 

Zwrócili się natychmiast do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego o wstrzymanie prac budowlanych. Chociaż taka decyzja zapadła, budowa trwała dalej aż do jej ukończenia. Sąsiedzi zaczęli już nawet wykonywać prace wykończeniowe wewnątrz budynku. Jak się okazało, budynek ten formalnie nie miał ani przyłącza wodociągowego, ani kanalizacji, bo nie mógł ich mieć ze względu na swoją nielegalność. 

- Przydomowa oczyszczalnia ścieków nie mogła powstać, bo z uwagi na małą powierzchnię działki i bliskie sąsiedztwo nie spełniali prawnych warunków - zaznacza Renata Ryngwelska. - Najlepsze jest to, że pan wójt, możnaby powiedzieć na drodze prywatnej, wzywał właścicieli budynków i nas namawiał, abyśmy zgodzili się na przyłączenie ich do wodociągu. Wyśmiałam to, bo wiedziałam, znając sąsiadów, że jeśli nawet zamurują okna (w ścianie szczytowej), to później, po podłączeniu do wodociągu, znowu je wybiją. Znam ich i wiem do czego są zdolni. 

W międzyczasie sąsiedzi cały czas odwoływali się od kolejnych decyzji, dochodząc do najwyższej instancji. 

- Po iluś tam latach napisaliśmy do wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego, wskazując opieszałość powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Odpisano nam, że powiatowy inspektor nadzoru budowlanego podobno nie ma pełnej dokumentacji, wynikającej z kolejnych odwołań i stąd ta jego powolność działania. Gdy droga odwoławcza skończyła się, wszystkie pisma trafiły do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, ale nic z tego nie wynikło - opowiada Ryngwelska. 


Widzieliśmy jak do niego jeździli i upijali oraz namawiali do przepisania gospodarstwa
Renata Ryngwelska

W międzyczasie dom został wykończony i sąsiedzi nawet się wprowadzili. Zbudowali płot i zaczęli zagospodarowywać posesję. O dziwo gmina nadała temu budynkowi nawet numer porządkowy. To chyba jedna jedyna samowola budowlana z numerem posesji. 

- Nie wiem na jakiej podstawie przyłączyli się do wodociągu, ale wiem, że kopali naokoło i przekopali się pod drogą wojewódzką. Nie mam pojęcia czy mieli na to zgodę i w jaki sposób uzgodnili to z gminą - mówi Ryngwelska. - Natomiast, jeśli chodzi o odprowadzanie ścieków, dowiedzieliśmy się, że nie są podłączeni do kanalizacji, nie mają przydomowej oczyszczalni ścieków. Podobno mają jakąś toaletę turystyczną. Jak to działa? Nie mam “zielonego pojęcia”. Widzę, że suszą ubrania po praniu. Obserwujemy ten dom po sąsiedzku i widzimy, że stamtąd nieczystości nie są wywożone. Jest tam zameldowanych 5 osób i wszyscy podobno korzystają z toalety turystycznej. Z ich pism, które wystawiali wynika, że mają wodę doprowadzoną do działki, ale nie jest ona rozprowadzana po budynku, więc nie wiem jak oni funkcjonują? Czym nieczystości spłukują? W jaki sposób piorą? Dla naszego wójta najwidoczniej jest to normalne, bo nie dość, że ich zameldował, to jeszcze nadał numer temu budynkowi. To “dom widmo”. 

Mieszkańców dziwi też sposób przyłączenia samowoli budowlanej sąsiadów do energii elektrycznej. Podobno zrobiono to w taki sposób, że kable zostały przeciągnięte przez rurę, w której były przewody telekomunikacyjne.  

- Reasumując, sytuacja wygląda tak, że od 20 lat w centrum wsi Borzytuchom istnieje samowola budowlana i nie ma mocnych na doprowadzenie sytuacji do stanu zgodnego z prawem, czyli na rozebranie tego budynku. To jest prawdziwy “dziki Zachód” i “dom widmo”, bo tam nawet kominiarz nie przychodzi - zauważa Ryngwelska. - Proszę też zwrócić uwagę na okna. Ponad nimi nie ma standardowych, betonowych wiązań. Są tylko luźne pustaki, połączone zaprawą. Przecież to jest gotowy materiał na katastrofę budowlaną. 

Takie sąsiedztwo przeszkadza też sąsiadce z drugiej strony działki z samowolą budowlaną, czyli Annie Skwierawskiej, od której działki ściana szczytowa obiektu oddalona jest jedynie o około 30 cm. 

- Czasami brakuje nam sił w tej walce chociaż wydaje się, że jeśli prawo istnieje to samowola powinna być już dawno rozebrana - komentuje Skwierawska. 

DOKUMENTY

Z przeglądu urzędowych dokumentów wynika, że 18 maja 2001 roku wójt gminy Borzytuchom wydał decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, ale dla budynku gospodarczego, magazynowego, parterowego, niepodpiwniczonego z poddaszem użytkowym o powierzchni zabudowy do 80 m2. Inwestorzy wystąpili o pozwolenie na budowę do Starostwa Powiatowego w Bytowie, a na wniosek sąsiadów 17 sierpnia 2001 roku powiadomiony został ówczesny powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, Marek Brzozowski, którego wkrótce zastąpił nowy inspektor, Marian Wysocki. 6 września 2001 roku starosta wydał pozwolenie na budowę, ale dotyczące budynku gospodarczego na działce nr 78/1. 

Pomimo tego inwestorzy stawiali ewidentnie dom jednorodzinny, a przez kolejne lata trwała jedynie wymiana pism. Nie skończyła się ona do dziś, a budynek już stoi. W międzyczasie sąsiedzi wskazywali, że budynek gospodarczy nie miał mieć okien na ścianie szczytowej. Postawiono też budynek wyższy od znajdującego się po sąsiedzku. Zauważono, że energia elektryczna została doprowadzona do sąsiadów przez stodołę, co grozi pożarem, a ponadto nie ma na posesji z samowolą budowlaną przyłącza wodociągowego ani kanalizacyjnego. Podkreślano, że potrzeby fizjologiczne sąsiedzi załatwiają na zewnątrz, przed budynkiem.

Gdy dom już powstał, inwestorzy “szli za ciosem”, widząc bezradność urzędników i w 2015 roku wystąpili jeszcze o montaż kontenera, w którym miałby funkcjonować ich sklep spożywczo-przemysłowy. Obiekt ten sąsiedzi chcieli “wcisnąć” na tej samej, małej działce nr 78/1. Zawnioskowali też o budowę przydomowej oczyszczalni ścieków. Sąsiedzi odnośnie tego zaprotestowali, wskazując, że przydomowa oczyszczalnia ścieków nie powinna znajdować się tak blisko granicy z ich podwórkiem, bo odległość powinna wynosić co najmniej 15 m., a tyle miejsca nie ma na tej małej działce. W 2015 roku mieszkańcy zaczęli też mobilizować powiatowego inspektora nadzoru budowlanego do podjęcia skutecznych działań. Uważali, że właściciele budynku dostali nakaz rozbiórki, ale nie jest on realizowany. Zaczął bulwersować ich też fakt, że w 2015 roku od nakazu rozbiórki minęło już 14 lat i nadal nic się nie działo. Dowiedzieli się, że inwestorzy w tamtym czasie złożyli skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego, licząc na kasację decyzji o nakazie rozbiórki i wówczas sprawa nie była jeszcze rozstrzygnięta. 

Minęły 2 lata i temat powrócił. Sąsiedzi znowu zwrócili się do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego z wnioskiem o realizację nakazu rozbiórki. Dowiedzieli się wówczas, że sprawa nie jest nadal rozstrzygnięta. Rok później inwestorzy byli już na tyle zuchwali, że bez pozwolenia na budowę zaczęli budować również zbiornik na wodę, zlokalizowany na działce nr 78/1. Również w tym przypadku powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakazał wstrzymać roboty budowlane. Z pism dowiadujemy się, że wspomniany zbiornik na wodę to po prostu szambo. W trakcie kontroli najemca budynku mieszkalnego wspomnianej samowoli wyprosił inspektorów z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Bytowie. Zakazał im wejścia na teren posesji. Najemcą jest formalnie synowa właścicieli działki, którzy na co dzień mieszkają w Studzienicach. Później powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego właściciele zeznali, że nie jest to szambo, tylko zbiornik na deszczówkę. Zeznali również, że w budynku nie ma kanalizacji, a ścieki odprowadzane są do toalety turystycznej. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego przyjął te tłumaczenia pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Właściciele potwierdzili to w piśmie do wójta gminy Borzytuchom, datowanym na dzień 19 lipca 2018 roku, w którym jednoznacznie stwierdzili, że z nielegalnie zbudowanej nieruchomości nie odprowadzają ścieków, nie są podłączeni do kanalizacji, a w domu mają tylko toaletę turystyczną. Dla wójta gminy Borzytuchom było to wystarczające wytłumaczenie. Po kolejnym piśmie z 13 lipca 2018 roku wójt zobowiązał się sprawdzić w jaki sposób użytkownicy samowoli budowlanej odprowadzają ścieki z tej nieruchomości. Zobowiązał ich do przedstawienia faktur z tytułu odbierania nieczystości. Nie wiadomo jaka była odpowiedź na to pismo, ponieważ żadne kolejne pismo przez następne 3 lata nie dotarło do sąsiadów. Nikt nie poinformował ich również czy skarga kasacyjna, złożona do Naczelnego Sądu Administracyjnego, została odrzucona, czy też zatwierdzona. Dom stoi nadal. Mieszkają w nim syn oraz synowa właścicieli działki. 


Od granicy z posesją rodziny Skwierawskich ścianę budynku dzieli zaledwie kilkadziesiąt centymetrów

MILCZENIE

Gdy byliśmy na miejscu, z domu wyszła akurat synowa właścicielki budynku i potwierdziła, że mieszka w nim razem z mężem. Nie widzi w tym żadnego problemu. Jej zdaniem nie jest to samowola budowlana, chociaż przeczą temu dokumenty. Kobieta nie chciała rozmawiać. Nie odpowiedziała też na pytania wysłane na piśmie.


Synowa właścicielki działki przyznała, że mieszka w samowoli budowlanej

PO CHRZEŚCIJAŃSKU 

Wójt gminy Borzytuchom, Witold Cyba zapewnia, że gmina w tej sprawie żadnego błędu nie popełniła. W kwestii nadania numeru porządkowego samowoli budowlanej stwierdza, że było to zgodne z prawem. 

- Nie analizujemy takich spraw pod kątem legalności budowli, więc jeśli obywatel występuje o nadanie numeru porządkowego, to taki numer porządkowy nadajemy - mówi Witold Cyba. 

W taki sam sposób gmina podłączyła działkę do wodociągu. Na podstawie wniosku właścicieli gruntu.

- Nawet jeśliby była to działka w postaci ogródka warzywnego, to na wniosek możemy podłączyć wodociąg. Właściciele zwrócili się do nas. Przedstawili projekt. Wszystko się zgadzało, więc wodociąg został podłączony - wyjaśnia wójt gminy Borzytuchom. 

Zaznacza, że rachunki za wodę są opłacane, a o samowoli budowlanej podobno nie miał większego pojęcia. Coś tam słyszał, ale nie jest na bieżąco. Dopytywany przyznaje, że 2 lata temu występował w roli negocjatora w kwestii podłączenia kanalizacji. Właścicielka samowoli budowlanej zwróciła się do niego o pomoc, ponieważ sąsiedzi nie wyrażali zgody na budowę kanalizacji przez ich działkę. Rozmowy spełzły na niczym. Dlatego teraz w samowoli budowlanej używana jest toaleta turystyczna. 

- W tym przypadku nie odpowiadamy za stan budynku, ale za przyłącze. Kanalizację można było poprowadzić na dwa różne sposoby. Pod drogą wojewódzką albo przez podwórko skarżących sąsiadów. W związku z tym poprosiłem tych ostatnich o wyrażenie na to zgody. Sądziłem, że sprawa zostanie załatwiona po chrześcijańsku, czyli, że kanalizacja zostanie przeprowadzona przez podwórko sąsiadów, ale nie było takiej zgody - opowiada wójt Cyba. - Chciałem być dobry, być człowiekiem, a zostało to odebrane opacznie. Panie nawet obraziły się na mnie.

Według ustaleń wójta, zgodne z prawem jest nawet zameldowanie 5 osób w samowoli budowlanej. 

- Nie sprawdzamy za każdym razem czy dom jest legalny. Zameldowanie ludzi leży w interesie ekonomicznym gminy, bo im więcej jest w gminie mieszkańców, tym większe są przychody gminy. W tym przypadku mogę zapewnić, a nawet wydać zaświadczenie, że ci ludzie zostali zameldowani zgodnie z prawem - zapewnia wójt Cyba. 

Ujawnia od również, że mieszkańcy nielegalnego domu płacą nawet na rzecz gminy podatek od nieruchomości. Wójt wyjaśnia, że podatek płacony jest na podstawie deklaracji składanej przez mieszkańca co do stanu posiadania. Informuje on, że każdego roku gmina kontroluje zaledwie odsetek 2 czy 3 proc. takich deklaracji. 

Co do odprowadzania ścieków, gminie zostało zgłoszone istnienie toalety turystycznej. Według deklaracji mieszkańców jest ona regularnie opróżniana, a gmina bierze to za pewnik.

Co do samego nielegalnie zbudowanego budynku, wójt Witold Cyba zaznacza, że działanie w tym zakresie to nie jego kompetencje, tylko powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. 

Do PINB wysłaliśmy zestaw pytań w tej sprawie. Czekamy na odpowiedź.


Sądziłem, że sprawa zostanie załatwiona po chrześcijańsku
wójt Witold Cyba

CHCESZ WIĘCEJ INFORMACJI? CZYTAJ DARMOWE WIEŚCI Z POWIATU!

SKUTECZNA REKLAMA? TYLKO U NAS! Darmowa gazeta WIEŚCI Z POWIATU (nakład 30 000 szt.) + portale informacyjne (www.ibytow.pl www.miastko24.pl www.iszczecinek.pl ) + Gazeta Miastecka + GRATIS Spotted Bytów

tel. 513 313 112 e-mail: [email protected]

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

Obywatel Obywatel

3 1

Ciekawe rzeczy dzieją się w tym BORZYTUCHOMIU MOŻE JAKIEŚ SŁUŻBY ZAINTERESOWAŁY TĄ GMINĄ 19:57, 05.12.2021

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Obywatel 2Obywatel 2

1 0

...a może już się interesują? szczególnie Panem Cybą, który pod płaszczykiem: "po chrześcijańsku" prowadzi swoją strategię rozwoju, pytanie czego rozwoju? Ciekawe rzeczy się dzieją... Państwo Skwierawscy chyba też już zapomnieli, że całkiem niedawno byli w cichym układzie, i przez swoją pazerność wielu mieszkańców będzie miało "umilane życie"??? Ciekawe rzeczy się dzieją... 09:01, 06.12.2021


reo
0%