Zamknij

To jest MIŁOŚĆ! Sprzedaje swoje SKARBY, aby POMÓC ukochanemu [WIDEO]

Mateusz WęsierskiMateusz Węsierski 09:34, 11.12.2024 Aktualizacja: 00:14, 12.12.2024
Skomentuj Bogdan Urbański - Antosiewicz i jego żona Jolanta Bogdan Urbański - Antosiewicz i jego żona Jolanta

Ślubowali sobie wspólne życie na dobre i na złe i nie są to puste słowa. 54-letnia Jolanta Urbańska-Antosiewicz z Bytowa codziennie musi oglądać ogromne cierpienie. Cierpi jej mąż - Bogdan - walczący z rakiem, który rozprzestrzenia się. Kobieta musi też walczyć o zdrowie chorej mamy, która jest pod jej opieką kilkaset metrów dalej, w drugim mieszkaniu. 

Zdecydowanie w najgorszej sytuacji jest jej ukochany. Potrzebne są pieniądze na leczenie. Zdesperowana, zakochana kobieta postanowiła sprzedać swoje skarby. To biżuteria, którą w minionych latach uszczęśliwiał ją mąż. Walcząc o jego życie, nie prosi o jałmużnę. Prosi o zainteresowanie sprzedawanymi przez nią produktami, biżuterią i zegarkami.

[WIDEO]339[/WIDEO]

Poznali się w Holandii. 62-letni obecnie Bogdan Urbański-Antosiewicz pracował na budowie. Po pięćdziesiątce był w pełni sprawnym mężczyzną. Jak mówi jego żona, skakał po rusztowaniach jak dwudziestolatek. Razem planowali wspólne, szczęśliwe życie. Za zarobione pieniądze wyremontowali gminne mieszkanie w bloku przy ul. Miłej w Bytowie. To miało być ich wspólne “gniazdko”. Wszystko zawaliło się, gdy pojawiła się straszna diagnoza. W płucach 62-latka wykryto nowotwór złośliwy.

- Wystarczyło jedno badanie okresowe i wszystko się zawaliło. Wcześniej nie odczuwałem dolegliwości. Kompletnie nic. To przyszło nagle. Człowiek chodzi i człowieka nie ma - mówi zrozpaczony 62-latek.

Obecnie rzadko wstaje z łóżka. Przez całą dobę przeszywa go ogromny ból. Nie pomagają silne leki, w tym morfina i środki przeciwbólowe na bazie fentanylu. Mężczyzna dowiedział się, że nowotwór rozprzestrzenił się z płuc po innych częściach organizmu. Wykryto tzw. nacieki.

- Używam obecnie najsilniejszych plastrów przeciwbólowych. Cieszyłbym się, gdybym mógł zasnąć spokojnie. Ból jest okropny i szkoda mi tylko mojej żony, która musi w takich warunkach ze mną spać, bo mamy tylko jedno łóżko - opowiada Urbański-Antosiewicz.

Bardzo szybko stracił na wadze. Na początku choroby ważył ponad 90 kg, obecnie 67 kg. Z chorobą walczy od 1,5 roku. Mówi, że wierzy w lekarza ze Słupska.

- Twierdzi, że być może uda się zatrzymać go na kilka lat, żebym mógł pocieszyć się życiem - mówi Urbański-Antosiewicz. - Chciałbym jeszcze trochę popracować, jeśliby dało radę.

Przyznaje, że ma rodzinę na Mazurach. Mówi, że trochę nawalił w młodych latach. Z Jolantą układał sobie drugie życie.

- Kiedyś rodzina została zaniedbana. Były dla mnie ważniejsze sprawy - przyznaje cierpiący mężczyzna.

Najgorsze jest to, że czasami brakuje mu pieniędzy na leki. Wszystkie oszczędności włożyli w remont mieszkania. Nie przewidywali, że sytuacja tak się potoczy. Jednocześnie lekarze mobilizują do walki.

- Mówią, żeby nie poddawać się, bo nadzieja jest zawsze - podkreśla 62-latek.

Z Jolantą Urbańską wziął ślub w październiku tego roku. Podkreśla, że to nie jest kobieta…

- To jest anioł!

- Wierzę, że dzięki niej i jej pomocy, stanę na nogi. Jeszcze razem będziemy cieszyć się życiem.

Dotychczas zawsze mówił, że życie zaczyna się dopiero po 50. urodzinach.

- Codziennie modlę się do Boga i proszę o pomoc. Wiara jest dla mnie bardzo ważna. Bardzo pomaga - podkreśla wyjaśniając, że wierzył całe życie, ale nie zawsze praktykował.

Na koniec zwraca się publicznie do małżonki.

- Jolu, wiem, że mnie słuchasz. Chciałbym prosić ludzi o dobrych sercach, że jak przyjdzie mi odejść, żeby jej nie zostawiali w tej trudnej sytuacji. Chciałbym, żeby miała jakąś pomoc. Bardzo was o to proszę.

Jolanta codziennie toczy walkę o uzdrowienie męża. Łatwo nie jest, bo większość czasu musi spędzać u mamy, również chorej, mieszkającej na drugim końcu ul. Miłej. W każdej wolnej chwili wraca do domu, aby pomagać mężowi. Mówi, że każdy powrót to ogromny strach.

- Nigdy nie wiem, co tam zastanę - podkreśla kobieta.

Jej mąż ma jeden z najgorszych nowotworów płuc. Rak jest rozsiany na płucach i oskrzelach. Zajęte są już węzły chłonne. Jest nieoperacyjny.

- Łatwo nie jest, tym bardziej że nie mamy samochodu. Każdy wyjazd do lekarza wiąże się z ogromnymi kosztami - opowiada.

Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej po ślubie. Wówczas jej mąż stracił świadczenie socjalne. Zostało mu miesięcznie 215 zł. Wszystko dlatego, że po ślubie razem mieliby zbyt duży dochód. Diagnoza pojawiła się w momencie, gdy 62-latek akurat nie pracował. Dotychczas jego życie wyglądało tak, że zatrudniony był przez kilka miesięcy w roku, sezonowo. Gdyby nowotwór wykryto w okresie zatrudnienia, najpewniej dziś byłby na zwolnieniu chorobowym.

- Po ślubie straciliśmy zasiłek dla osoby niepełnosprawnej w wysokości 800 zł. Ma tylko zasiłek pielęgnacyjny z ośrodka pomocy społecznej w wysokości 215 zł. To cały jego dochód - wylicza kobieta.

Ona ma wynagrodzenie z tytułu opieki nad mamą. Jak mówi, po opłaceniu rachunków i wykupieniu leków dla mamy, niewiele na życie zostaje.

- Przez ostatnie dwa lata wszystko sprzedawałam, co miałam, aby ratować Bogdana. Zorganizowaliśmy zbiórkę, ale ciężko to idzie, bo jest wiele osób chorych, w tym szczególnie dzieci. Nie oczekuję tego, ale mam nadzieję, że ludzie zainteresują się moimi licytacjami. Sprzedaję na nich m.in. biżuterię. To prezenty, które otrzymywałam od Bogdana, bo był dla mnie bardzo hojny - zeznaje Urbańska-Antosiewicz.

Pieniądze są potrzebne przede wszystkim na leki. Refundowana jest tylko morfina i częściowo fentanyl. Wszystkie inne leki i substancje wzmacniające muszą opłacać z własnej kieszeni. Na domiar złego w kwietniu jej mąż przeszedł rozległy zawał serca. Ledwo co z tego wyszedł.

- Spowodowało to u niego jeszcze większą walkę. Dostał motywację - podkreśla Urbańska-Antosiewicz.

Wcześniej przeszedł 13 cykli chemioterapii. Do tego dochodzą zastrzyki. Silne leki podawane były i są w takich ilościach, że czasami mogły powalić konia.

- Po jednym takim zastrzyku Boguś jest przez dwa tygodnie nie do życia. Łamią go kości, bolą mięśnie, ból jest dzień i noc. Wtedy czasami słyszę, jak Bogdan prosi Pana Boga o to, o co nie powinien prosić…

Po kilkunastu cyklach chemioterapii zaczęli mówić o cudzie. Guzy uległy zmniejszeniu, co miało być nierealne. Jest ich w sumie kilkanaście, na płucach i na węzłach chłonnych. Dalej zastosowano radioterapię, po której nadszedł kolejny ogromny kryzys. Przez kilka tygodni Urbański-Antosiewicz nie wychodził z łóżka. Wył z bólu dzień i noc.

- On bardzo cierpi, ale jednocześnie ma marzenia. Wierzy w to, że jeszcze kiedyś razem pójdziemy na spacer. Bardzo mu brakuje prowadzenia wnuków do przedszkola. Obiecywał mi też kiedyś wycieczkę zagraniczną, ale ja tego nie chcę, ja tego nie oczekuję. Naprawdę będę szczęśliwa, jeśli kiedyś razem pojedziemy na Hel - mówi kobieta.

Bardzo w tym miejscu prosi o aktywny udział w licytacjach, na których sprzedaje m.in. biżuterię. Pieniądze są potrzebne przede wszystkim na leki wzmacniające, na suplementy, aby Bogdan Urbański-Antosiewicz miał więcej siły do walki z nowotworem.

- Tylko na leki Bogdana musimy wydać miesięcznie ok. 700 zł. Do tego opłaty za mieszkanie, kredyt i jeszcze dojazdy. Bardzo pomaga nam pani Asia, taksówkarz z Bytowa. Niejeden raz czekała na zapłatę, gdy musieliśmy jeździć na chemioterapię do Chojnic - opowiada nasza rozmówczyni. - Zrobiła nam ogromną przysługę, za co jestem bardzo wdzięczna. Gdyby nie to, moglibyśmy nawet na chemioterapię nie pojechać z powodu braku pieniędzy.

To nie jedyna osoba, która pomagała i pomaga. Są ludzie, których traktują jak członków rodziny. 

- To Julia Leśniak i jej mąż Wojtek. Oni od początku są z nami. Do szpitala jeździła z nami nawet w zaawansowanej ciąży, a pani taksówkarz pojechała wówczas, gdy oni nie mogli. To są osoby, którym jesteśmy dozgonnie wdzięczni - podkreśla Urbańska-Antosiewicz. - Julia i Wojtek są bardzo bliscy naszym sercom. Traktujemy ich jak członków rodziny.

Warto podkreślić, że jej mama jest osobą również bardzo chorą. Życie Jolanty Urbańskiej-Antosiewicz podzielone jest między dwa mieszkania, a w nich osoby cierpiące.

- Nie jestem aniołem. Jestem po prostu żoną. Chyba każdy by tak postąpił…

Od słów przechodzi do czynów. Wystawia na licytację kolejne piękne przedmioty. To biżuteria i unikatowe zegarki. W większość marki Pandora. Wszystkie są prezentami od męża, ale też od jej dzieci, których ma czworo.

- Wiedzieli, że kocham to, więc byłam obdarowywana. Wtedy nie wiedzieliśmy, że wszystkie te prezenty dziś posłużą do ratowania jego życia. Bardzo prosimy o aktywny udział w licytacjach, bo ważna jest każda złotówka.

DOŁĄCZ DO GRUPY I LICYTUJ DLA BOGDANA!

[ZT]16699[/ZT]

CHCESZ WIĘCEJ INFORMACJI? CZYTAJ DARMOWE WIEŚCI Z POWIATU!

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%