Obiecywał jej życie jak w bajce. Nie spodziewała się, że będzie to… bajka o złym policjancie. Była już żona aktualnego jeszcze zastępcy komendanta Komisariatu Policji w Miastku twierdzi, że prawdziwe są doniesienia jego kolegów z pracy, którzy napisali list do redakcji. Szokującą treść tej korespondencji publikujemy, a kobieta – dziś już była partnerka wspomnianego funkcjonariusza – wspomina swoje trudne chwile z człowiekiem, który początkowo był jej ukochanym.
Znali się od 13 lat, małżeństwem byli przez 7. Początkowo wszystko dobrze się układało. Problemy zaczęły się, gdy jej mąż zaczął szybko awansować w policyjnych strukturach. Pojawiły się sygnały alarmowe dotyczące jego relacji z innymi kobietami, w tym pewną bytowską prawniczką.
– Przeczytałam część jego korespondencji. Widać było, że z tą kobietą pisał, jakby byli sobie bardzo bliscy. Niektóre słowa były dwuznaczne. Zabrałam mu wówczas telefon i tak zaczęła się awantura, którą opisano w liście. To było w 2023 roku – relacjonuje pani Marlena, była żona wspomnianego policjanta.
W tamtym czasie jej mąż był na kursie w Szkole Policji w Szczytnie. Do domu przyjeżdżał na weekendy. Kurs trwał cztery miesiące. Gdy zabrała mu telefon, wpadł w szał.
– Zaczął krzyczeć, a następnie ciągnął mnie po ziemi. Dzieci płakały. Wtedy nasz najmłodszy był malutki. Kategorycznie domagał się oddania telefonu – opowiada kobieta. – Zaczął mnie podduszać i uderzał moją głową o ścianę. Sąsiedzi to słyszeli. Nie znałam wcześniej jego ojca, ale słyszałam, że stosował przemoc wobec jego mamy, więc może zostało mu to w psychice, takie “umiejętności”?
Z jej relacji wynika, że ojciec funkcjonariusza dopuszczał się przemocy wobec żony. Trafił podobno do zakładu karnego. Małżeństwo zakończyło się rozwodem.
Na początku nie dostrzegała sygnałów ostrzegawczych. Wierzyła, że będzie żyć jak w bajce. W pierwszych latach małżeństwa razem wykończyli dom, którego budowę jej mąż rozpoczął jeszcze jako kawaler. Zamieszkali w Półcznie w gminie Studzienice. To właśnie tam zaczęły się akty przemocy.
– Dwa razy wzywałam policję po takich jego wyczynach. Nie dzwoniłam bezpośrednio na numer alarmowy, ale do znajomego policjanta. To on wszczynał postępowanie i wysyłał do nas patrol – mówi kobieta.
Kobieta mówi z zaskakującą lekkością o przemocy, jakby to było coś zwyczajnego. Twierdzi, że w 2022 roku zaczęły się regularne akty agresji. Podnosił na nią rękę.
– Zdarzało się. Może był zdenerwowany po pracy? W 2024 roku doszło już do takiej sytuacji, po której następnego dnia spakowałam rzeczy swoje i dzieci i wyprowadziłam się – opowiada.
Było to w sierpniu 2024 roku, w sobotę. Rok wcześniej jej mąż miał już założoną “niebieską kartę”. Mimo to – awansował w strukturach policji.
– Wspierał go były komendant, a obecnie radny Andrzej Borzyszkowski. Mój mąż jeździł do niego do domu na spotkania. To również on wyraził zgodę, żeby mąż pracował jako rzeczoznawca ubezpieczeniowy. Wyrażał też zgodę na pracę w roli sędziego na meczach piłkarskich – opowiada kobieta.
Potwierdza także doniesienia zawarte w liście policjantów, według których jej mąż powoływał się na znajomość ze znanym kolarzem – Czesławem Langiem.
– Przyjaźni się z jego siostrzeńcem z Półczna, z którym trenował tenisa stołowego. Do dziś prowadzi zajęcia w świetlicy w tej miejscowości. Kontynuował tę znajomość, podkreślając, że pan Lang ma wszędzie znajomości. Chwalił się również wspólnym piciem alkoholu z komendantem wojewódzkim policji – dodaje była żona. – Na weekendy często go nie było – jechał do Szczytna albo był sędzią na meczu. Poza tym w tygodniu prowadził zajęcia z tenisa stołowego. Ja w tym czasie cały czas pracowałam. To nie było tak, że zajmowałam się tylko domem.
Opowiadając o jego znajomościach, ujawnia też ciekawy wątek dotyczący kradzieży samochodu pewnemu mieszkańcowi Półczna.
– Znajomemu spod domu ukradli samochód. Po trzech dniach auto wróciło. Najpierw mój mąż rozmawiał z właścicielem, a później gdzieś pojechał, w nocy go nie było. Po trzech dniach samochód rzekomo został znaleziony przez właściciela. Stał w lesie, w pobliżu Gałąźni Wielkiej. Kluczyki leżały na kole - opowiada. - Ta kradzież była wcześniej zgłoszona na policję, ale później wszystko zamieciono pod dywan. To nie jest normalne, bo kradzione samochody nie wracają tak łatwo do właściciela.
Precyzuje, że samochód należał do znajomego jej męża. – Zaangażował się bardzo w tę sprawę. Żartowałam, że z takimi zdolnościami powinien być szefem grupy policyjnej rozpracowującej złodziei samochodów. Skoro złodzieje na jego polecenie oddają auta, to musi mieć ogromne wpływy.
Jej mąż dorabiał także jako rzeczoznawca ubezpieczeniowy. Według byłej żony, odbierał telefony w tej sprawie nawet w godzinach pracy. Czasami jechał wyceniać szkody po kolizji.
– Zgodę na takie dorabianie wydał jego kolega, były komendant, a dziś radny Andrzej Borzyszkowski. Mąż miał u niego „chody”. Moim zdaniem to kontrowersyjne, bo policjant ma dostęp do systemów z danymi kierowców. Łatwo o nadużycia, gdy ktoś łączy funkcję wicekomendanta z byciem rzeczoznawcą – komentuje kobieta.
Opisuje też codzienne życie. Wstawała o 5:00 rano, szykowała dzieci do żłobka i przedszkola, odwoziła je, a potem jechała do pracy w bytowskiej fabryce.
– Po pracy – obiad, pranie, sprzątanie, a Krzysztofa nie było. Zawsze wybuchał, gdy zwracałam mu uwagę. Nawet dziećmi się nie interesował. Zdarzyło się, że zapomniał odebrać dziecko z przedszkola, chociaż sam się tego danego dnia podjął. Musiałam biec na złamanie karku, bo dzwonili, że nikt nie przyjechał – opowiada. – Gdy dochodziło do wymiany zdań, potem do kłótni – bił tak, żeby nie zostawić śladów. Ciągnął za uszy. Wykorzystywał to, że się nie żaliłam, więc jako pierwszy dzwonił do mojej mamy, nie do swojej. Przywoził ją do domu i skarżył się na mnie. Dzwonił też do moich sióstr. Swojej rodziny nie wtajemniczał.
Dziś ona ma 34 lata, on – 36. Nie spodziewała się, że tak zakończy się ich związek. Przemoc narastała stopniowo – od ciągnięcia za uszy po interwencje policji. Po drugiej z nich opuściła wspólny dom.
– Agresja narastała do tego stopnia, że w końcu by mnie zabił. Musiałam zareagować – mówi.
Podczas wspomnianej interwencji, gdy zabrała mu telefon, chciała go zatrzymać jako dowód. Tłumaczy, że miało to znaczenie w kontekście przyszłego rozwodu. Policjanci jednak kazali jej oddać telefon mężowi.
Kategorycznie zaprzecza doniesieniom, że jedna z policjantek odwodziła ją od złożenia zawiadomienia.
– To nieprawda. Policjanci zachowywali się profesjonalnie, mimo że chodziło o ich kolegę z pracy – zapewnia. – On sam uciekł z domu przed przyjazdem patrolu. Poszedł po swojego przyjaciela – wspomnianego krewnego Czesława Langa – i przyprowadził go jako świadka – relacjonuje pani Marlena. – Ten mężczyzna próbował mnie odwodzić od zgłoszenia, tłumacząc, że jeśli mój mąż straci pracę, to cała rodzina zostanie bez środków do życia. Wspomniana w liście policjantka tego nie robiła.
Do opisanej w liście awantury doszło w niedzielę wieczorem – tuż przed tym, jak jej mąż miał wyjechać na kurs oficerski do Szczytna. Wtedy mieli już dwoje dzieci: najmłodszy syn miał 3 miesiące, a córka 2,5 roku.
– Nie chciał zajmować się dziećmi. Tylko dwa razy w życiu poprosiłam go, żeby pomógł w kąpieli, a on zrobił z tego wielką awanturę – mówi nasza rozmówczyni.
Po tamtej interwencji, w 2023 roku, obiecywał, że się zmieni. Wtedy jeszcze w to wierzyła. Dała mu szansę.
– Zdarzały się później awantury – już nie tak brutalne jak ta zakończona interwencją. Musiałam meldować się w ośrodku jako ofiara przemocy. Mówiłam, że wszystko w porządku, bo cały czas miałam nadzieję, że jeszcze będzie dobrze – wspomina.
Zeznaje, że nawet jeśli nie ciągnął jej już za włosy po podłodze – przemoc istniała. Reagował agresywnie, gdy prosiła o pomoc w domu lub przy dzieciach. Często siedział z nosem w telefonie.
– Po tamtej interwencji przemoc fizyczna była mniejsza, ale przemoc psychiczna nasiliła się. Choć pracowałam zawodowo, mówił mi, że jestem darmozjadem. On po pracy ucinał sobie drzemkę, bo „taki miał zwyczaj w domu”. Denerwował się, gdy mówiłam: „Dam ci 200 zł, a w zamian spędzisz niedzielę z rodziną”. To tyle, ile dostawał za sędziowanie meczu. Stać mnie było, żeby zapłacić mu za ten dzień – opowiada kobieta.
Z jej relacji wynika, że podejście męża do dzieci nie zmieniło się nawet po rozwodzie.
– Ma wyznaczone dni i godziny spotkań z dziećmi, ale zazwyczaj bywa tak, że zamiast z nim, dzieci spędzają czas z babcią, bo on w tym czasie albo sędziuje, albo prowadzi treningi tenisa stołowego – opowiada nasza rozmówczyni.
Po odejściu w sierpniu 2024 roku najpierw zamieszkała na stancji, a potem poczekała, aż wyprowadzą się obcokrajowcy wynajmujący ich wspólne mieszkanie przy ul. Wojska Polskiego. Postanowiła zamieszkać tam z dziećmi.
To było ich wspólne mieszkanie, zakupione z myślą o dodatkowych dochodach. Według jej relacji, mąż z wynajmu pozyskiwał 2 tys. zł miesięcznie. Mieszkanie znajduje się na ul. Wojska Polskiego w Bytowie.
– Wcześniej to on pobierał pieniądze z wynajmu. Po rozstaniu dawał mi 200 zł miesięcznie – na mnie i dzieci. Tyle „pomocy” z jego strony – relacjonuje.
Sprawa rozwodowa została już zakończona. Obecnie trwa postępowanie o podział majątku.
Znany kolarz Czesław Lang zapewnia, że nie zna wicekomendanta Baumgarda. Jest zdziwiony, że policjant miał powoływać się na znajomość z nim.
Natomiast podkomisarz Baumgard odmówił udzielenia komentarza w tej sprawie. Nie chciał nawet wysłuchać pytań. Rozłączył się, więc wysłaliśmy oficjalne pytania do KPP Bytów i do KWP Gdańsk. Po kilkunastu dniach nadeszła odpowiedź, odnosząca się do treści listu:
- Każde podejrzenie naruszenia prawa przez funkcjonariusza jest bardzo dokładnie weryfikowane. Wdrażane są wówczas konkretne procedury, które drobiazgowo sprawdzają wszystkie szczegóły. Tak też było w przypadku przytoczonej w anonimie sytuacji. Nie wykazała ona żadnych naruszeń - mówi Dawid Łaszcz, oficer prasowy KPP Bytów. - Co do pozostałych pytań – z uwagi na tajemnicę dochodzeń, które pozostają w toku, nie ma możliwości prawnych przekazania przez Policję dotychczasowych ustaleń i ostatecznego stanowiska w sprawie. Należy zatem cierpliwie czekać do zakończenia postępowania prowadzonego przez prokuraturę i sąd.
[ZT]18845[/ZT]
Olo08:07, 12.05.2025
Oj smaczków w KPP w Bytowie jest naprawdę dużo.
Andrzej 08:22, 12.05.2025
Panu krewnemu od Langa też się w głowie pomieszało od tego pokrewieństwa
Klawiatura 09:31, 12.05.2025
Zniszczyć komuś życie takimi artykułami to prościzna co?
Rena11:09, 12.05.2025
Klawiatura....pytanie do Ciebie......zniszczyć życie żonie i dzieciom ,które będą miały traumę do końca życia......to też prościzna ???? Smutna Twoja obrona ,bardzo smutna.😥
Jaro12:34, 12.05.2025
Moje pytanie,,,kto jego mianował zastępcą komendanta jeżeli nie wywiązywał się że swoich obowiązków w należyty sposób i były skargi prokuratorów na wykonywane przez niego czynności?
To nie jedyny przypadek tolerowania takich zachowań przez policjantów,, są jeszcze inni co dostali stołki za popieranie byłego komendanta ,,,
Santa B13:21, 12.05.2025
Po pierwsze: ten list napisany przez policjantów jest tragedią jeśli chodzi o język polski, gramatykę itp. Nie chce mi się w to wierzyć, że to policjanci pisali.
Po drugie: ważne pytanie, które kiedyś często było powtarzane na korytarzach kpp - jak to się stało, że Krzysiu trafił do Miastka? Sporo ludzi zna odpowiedź, ale ogólnie brzmi - bo bardzo dużo wiedział na pewien temat i z jednej strony w nagrodę, a z drugiej, aby był ciut dalej - dlatego tam trafił.
Na miejscu tych, którzy biegają za kliknięciami i czytnością zadałbym pytania tym, którzy wtedy, za czasów kiedy się to wszystko działo, byli, wiedzieli i znają odpowiedź.
1 0
To jeszcze powinno trafić do telewizji i nagłaśniać takie patologie w niebieskim mundurze
1 0
Może powstanie po tym mądrzejszy i lepszy. Sukcesem nie jest prześlizgnąć się przez życie na cudzych plecach i krętactwach a zbudować coś samemu ciężką pracą. Splamił mundur, ale ma szanse jeszcze obudować relacje z dziećmi i być dobrym ojcem, chyba jest o co walczyć.