Zamknij

Bytovia według Janusza Wiczkowskiego. Były prezes przyznaje, że sztab szkoleniowy był trudny do współpracy

14:17, 20.07.2020 M.W. Aktualizacja: 14:22, 20.07.2020
Skomentuj

Były prezes Bytovii - Janusz Wiczkowski - nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii wydawania pieniędzy ofiarowanych przez firmę Drutex na rzecz klubu. Łącznie przez lata przekazano około 40 milionów złotych, a gdy teraz nowy zarząd próbował porównać tamte wydatki z obecnymi, obsługująca wówczas księgowość Bytovii firma Cyferka nie wydała dokumentacji księgowej. Są tylko szczątkowe informacje wskazujące na to, że pieniądze sponsora mogły być wydawane w sposób niegospodarny. To tylko przypuszczenie, ale dotyczy ono najbardziej byłego prezesa, a jednocześnie wieloletniego dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy - Janusza Wiczkowskiego. Członkowie nowego zarządu Bytovii złożyli rezygnacje twierdząc, że ich reformy były blokowane przez osoby z poprzedniego układu. Główną przyczyną konfliktu była właśnie chęć sprawdzenia wydatków, gdy prezesem był Janusz Wiczkowski. 

Teraz Janusz Wiczkowski postanowił zabrać głos w tej sprawie, bo jego zdaniem wszystkie zarzuty kierowane pod jego adresem oraz odnośnie członków byłego zarządu są nieuzasadnione.

Wiczkowski prezesem Bytovii był od 2010 roku, a wcześniej pełnił funkcję wiceprezesa klubu. Ma to szczęście, że pracował w najlepszych latach dla drużyny, w czasach jej świetności.

- Była to oczywiście zasługa Leszka Gierszewskiego i firmy Drutex, która wpompowała w klub miliony złotych. Dzięki temu można było osiągnąć wiele. Uważam, że to czasy niezapomniane dla kibiców i dla całego Bytowa - komentuje Wiczkowski.

Zaznacza, że to podobno właśnie sponsor postawił warunek, aby to on był prezesem i żeby wszystkie rozliczenia były przejrzyste. Nic nie działo się pod tzw. stołem. 

- Ja mu to zagwarantowałem i tak do końca robiłem - podkreśla Wiczkowski.

Dyrektor Wiczkowski deklaruje, że nawet w ostatnich latach nie było żadnych kombinacji finansowych, a sugestie odchodzących teraz sponsorów Bytovii o niejasnościach księgowych są niezgodne z prawdą. Przypomnijmy, że takie argumenty podawał zarówno Jerzy Koska z firmy Dabew, jak i Bogdan Lubiński z firmy Polmor. Obaj zdecydowali, że to koniec sponsorowania klubu, co dla drużyny może oznaczać tylko jedno - spadek z drugiej ligi do czwartej. Sponsorzy są rozdrażnieni w szczególności odmową wydania dokumentów przez firmę Cyferka nowemu zarządowi. Przedstawiciele zarządu w osobach prezesa Zygmunta Krzysztofa Dyksa, wiceprezesa Andrzeja Marcinkowskiego oraz członka zarządu Daniela Koski zrezygnowali z tego właśnie powodu oraz przez konflikt ze sztabem szkoleniowym, który miał być zwolniony. Tak naprawdę nie wiadomo dlaczego Cyferka nie chce wydać dokumentów, ale rodzi to domysły poparte różnymi wyrywkowymi informacjami o rzekomym zawyżaniu faktur i kupowaniu piłkarzy, którzy nigdy w Bytovii nie zagrali. Janusz Wiczkowski zapewnia, że nie było żadnych machlojek.

- Takie były warunki sponsora, że nic bez zgody Leszka Gierszewskiego - a pośrednio bez aprobaty Rafała Gierszewskiego, który go reprezentował - nie zostanie uczynione. Każdy większy wydatek spotykał się z odpowiedzią Rafała Gierszewskiego, że musi to skonsultować z prezesem firmy Drutex - deklaruje Wiczkowski.

Czy faktycznie to konsultował? Wiczkowski oznajmia, że tego nie wie, ale wierzył na słowo. 

- Zresztą Drutex miał u nas dwóch członków zarządu, bo był jeszcze sekretarz Adam Leik, który jest tam dyrektorem. Natomiast Rafał Gierszewski zabezpieczał nas od strony finansowej i ode mnie co miesiąc dostawał dokładne wyliczenia z fakturami, na podstawie których przesyłał przelew. Jestem przekonany, że prezes firmy Drutex albo tak bardzo Rafałowi Gierszewskiemu ufał, albo co miesiąc widział przygotowane przeze mnie zestawienia - opowiada Wiczkowski. - My musieliśmy wierzyć, że pan Leszek wie co robi. Rafał, nawet gdyby chciał robić coś niezgodnego z prawem, to u nas by to nie przeszło, bo ja tego pilnowałem. Nie wierzę też, że pan Leszek nie miał wiadomości o dużych wydatkach, takich jak organizacja obozu zagranicznego czy mecz z Legią, gdzie trzeba było na przykład rezerwować loże również dla ludzi związanych z firmą Drutex.

Wiczkowski zaznacza, że jeszcze przed rezygnacją sponsora w maju 2019 roku prezes Gierszewski do niego zadzwonił i poprosił o wydanie dokumentów finansowych.

- Chciał dokumenty z trzech lat. Cyferka powiedziała wtedy, że musi mieć trochę czasu na ich przygotowanie. Miałem pewne wątpliwości czy jako stowarzyszenie możemy przekazać te dokumenty osobie obcej, ale chcąc to zrobić, przedstawiłem na zarządzie umowę z Drutexem, że jesteśmy zobowiązani do przedstawienia dokumentacji finansowej sponsorowi głównemu. Przekazaliśmy wszystkie te dokumenty od 2018 roku 3 lata wstecz. W grudniu zostały oddane. Podejrzewam, że zostały nawet w firmie skopiowane, więc nadal je posiadają. Mamy też protokoły przekazania i odbioru - zapewnia Wiczkowski.

Z jego informacji wynika, że dokumenty finansowe Bytovii z trzech lat przez pół roku przechowywano w firmie Drutex. Podaje to jako argument przemawiający przeciwko sugestii na temat jakiegokolwiek niegospodarnego wydawania pieniędzy sponsora. Jednocześnie przyznaje, że nie wie dlaczego teraz firma Cyferka, która posiada całą tę dokumentację, nie chce jej udostępnić. 

- Zdecydowanie firma Cyferka dokumenty na polecenie zarządu powinna wydać. Gdy ja o to poprosiłem, wszystkie otrzymałem - podkreśla. 

Zapewnia on również, że wszystkie zestawienia i wyliczenia zostawił swojemu następcy, czyli prezesowi Zygmuntowi Krzysztofowi Dyksowi. Podobno wszystko podane było tam “czarno na białym”, w tym również stan zadłużenia.

- Słyszałem, że dyrektor sportowy Chrzanowski chodził i mówił, że są jakieś “trupy w szafie”, a ja zapewniam, że żadnych nie było - deklaruje. 

Z jego wyliczeń wynika, że na dzień przekazania klubu było około 300 000 zł zaległości i - jak twierdzi - wcale tego nie ukrywał. Podobno postawił ultimatum, że albo ktoś to przejmuje, albo trzeba będzie postawić wniosek o upadłość klubu. 

- Wierzyłem, że mają jakiś plan na to, chcą ten klub uratować i pewnie tak było - komentuje Wiczkowski.

Przyznaje, że zgodne z prawdą mogą być stwierdzenia jego następcy o trudnej współpracy ze sztabem szkoleniowym, który podobno nie chciał słuchać poleceń prezesa. Jedną z głównych ról miał odgrywać trener Adrian Stawski.

- Sztab szkoleniowy rzeczywiście jest trudny we współpracy. Interesy sztabu i zarządu są zawsze rozbieżne i zawsze takie były, ale nie wiem, co działo się po moim odejściu. Miałem nawet pretensje do trenera, że wszystkie kontakty zostały zerwane. Wkładaliśmy serducho, a nie było nawet zaproszenia na galę - żali się Wiczkowski. - Bezwzględnie powinno być tak, że sztab szkoleniowy musi słuchać członków zarządu. To oczywiste i uważam, że sobie z tym poradziłem.

Po chwili znowu powtarza, że to dziwne po co nowemu prezesowi były potrzebne dokumenty z lat ubiegłych. Wspomina tu, że jako budzące wątpliwości zostały wymienione m.in. kontrakty z piłkarzami, spośród których pewne wyglądały na mocno niekorzystne dla klubu.

- Ja też się w tamtym czasie z niektórymi nie zgadzałem, ale to nie zarząd zdecydował o zatrudnieniu na przykład Pawła Janasa za ogromne pieniądze czy zakupieniu niektórych piłkarzy, bo decydował o tym Rafał. W domyśle zawsze sądziłem, że miał akceptację prezesa Leszka Gierszewskiego - mówi Wiczkowski. - To były duże pieniądze, ale nie mieliśmy tu nic do powiedzenia, bo płacił za to Drutex przy akceptacji Rafała Gierszewskiego. On rządził od strony finansowej i każdy członek zarządu wiedział, że nie można było dokonać żadnych zakupów bez zgody Rafała. 

Deklaruje również, że - wbrew opowieściom - klub nie wynajmował piłkarzom mieszkań. Wiczkowski przyznaje także, że prawdziwe jest stwierdzenie o tym, iż on jako prezes miał stałe wynagrodzenie w klubie.

- Jak poszliśmy do pierwszej ligi, to faktycznie samochód miałem udostępniony przez firmę Drutex, ale ponosiłem też koszty i musiałem wykorzystywać moje urlopy na pracę w klubie. Pół roku przekonywałem Rafała Gierszewskiego, że jednak powinienem otrzymywać wynagrodzenie. Dostałem je później i pobierałem przez około półtora sezonu - opowiada Wiczkowski.

Nieprawdziwymi nazywa opowieści o wysokich zarobkach członków sztabu szkoleniowego. Sugerowano na przykład, że kierownik drużyny Jacek Maszkowski zarabiał nawet 9 000 zł. Wysokości swojego wynagrodzenia nie chce zdradzać. Odsyła do oświadczenia majątkowego. Wynika z niego, że w 2017 roku z tytułu umowy zlecenia zarobił nieco ponad 34 tys. zł. 

- Jeśli chodzi o kierownika drużyny, na pewno nie zarabiał 9 000 zł. Słyszałem też, że podobno trener zarabiał niewyobrażalne pieniądze, a prawda jest taka, że jakby dzisiaj Bytovia była w pierwszej lidze, to on miał jedno z najniższych wynagrodzeń. Nie mogę o tym mówić, ale to nie jest naście tysięcy, a raczej 5000 niż 6 000 zł - komentuje były prezes klubu. 

Nieprawdziwymi nazywa również opowieści o tym, że on jako prezes brał nawet faktury na jedzenie zamawiane w McDonaldzie i mył samochód na koszt klubu, czyli docelowo sponsora. Deklaruje, że oprócz pobierania pensji przez półtora sezonu, żadnych innych korzyści nie uzyskiwał. 

Wyjaśnił też kwestię braku profesjonalnego biura i faktu, że po milionach sponsora nic nie zostało i nie ma nawet podstawowego sprzętu komputerowego, ani nawet ekspresu do kawy. 

- Ślady po tych milionach są w dokumentach. Przecież jak się zatrudnia trenera za kilkadziesiąt tysięcy zł czy robi się obozy zagraniczne, to fajnie wygląda to marketingowo i były to wydatki akceptowane przez firmę Drutex. Jak się wydaje książki, to też to kosztuje, a wszystko to było opłacane przez Drutex. Jakby patrzeć tylko na sportową stronę, największym kosztem są zawodnicy i trenerzy, ale jeśli chodzi o kontrakty, to wszystko załatwiał Rafał Gierszewski. Oni za to płacili, więc nie można teraz powiedzieć, że pieniądze przepadły. Przygotowanie loży na Legii czy bilety lotnicze i organizacja samych obozów to są setki tysięcy złotych. Jak się to wszystko podliczy, to będą wiedzieli, gdzie zostały wydane te miliony - opowiada Wiczkowski. - Organizacji biura nie było, bo nie mieliśmy miejsca. Było tak, że czasami nawet nie miałem gdzie ugościć sponsorów. Takie mieliśmy warunki. Jeśli zaś chodzi o ekspres do kawy, którego brak wymienia członek zarządu Tomasz Baranowski, przecież on sam ekspres dla klubu kupował. Były też komputery przenośne, drukarki, a więc wszystko, co było niezbędne, zostało zakupione. Jeśli teraz tego sprzętu nie ma, to nie wiem gdzie on jest. Jak odchodziłem, to jeszcze był. Natomiast organizacyjnie uważam, że wszystko było dobrze zrobione. Stawiało się nas nawet za przykład, jeśli chodzi o przejrzystość rozliczeń. Było to też sprawdzane przez komisję rewizyjną i nigdy nie było żadnych uwag. 

Dalej zapewnia również, że nieprawdziwe są zarzuty jakoby na obozy sportowe zabierał członków swojej rodziny, na koszt klubu. Mówi, że był na takim obozie przez 3 dni, bo musiał jechać, gdy drużynie towarzyszyła ekipa filmowa.

- Jechałem tam sam - podkreśla.

Nieprawdziwymi nazywa również opowieści o tym, że na jednym z obozów - bodajże w Hiszpanii - członkowie zarządu i sztabu szkoleniowego za otwarty bar zapłacili ponad 20 000 zł. 

- Nie było takiej możliwości, bo płaciłem jedną fakturę dla organizatora obozów za wszystkie poniesione tam wydatki - podkreśla. 

Odmowę wydania dokumentów przez Cyferkę nazywa tematem zastępczym. Zapewnia, że nie rozumie dlaczego firma księgowa jest taka oporna w tej kwestii. 

- Z pewnością prezes miał prawo do tych dokumentów i Cyferka powinna mu je wydać. Nie wiem dlaczego tak się nie stało - podkreśla Wiczkowski. - Gdyby to mnie dotyczyło, to bym tam osobiście pojechał i zrobił awanturę albo przyjechał z policją.

Jego zdaniem nieprawdziwy jest też zarzut dotyczący braku systemu szkolenia dzieci i młodzieży. Mówi, że to obowiązek w pierwszej i w drugiej lidze, weryfikowany przez Okręgowy Związek Piłki Nożnej.

- Byli trenerzy, nadzorujący ten obowiązek. Oczywiście zawsze brakowało rzeczy, bo Rafał nie pozwalał, aby zbyt dużo wydawać na młodzież. Podstawowe potrzeby były zapewnione - wyjaśnia. 

Co do zarzutu braku podziękowania dla sponsora zapewnia, że sam osobiście zawoził statuetkę do prezesa firmy Drutex. Co do zarzutu natychmiastowego usunięcia nazwy Drutex z nazwy klubu, od razu po odejściu sponsora, wskazuje na byłego rzecznika prasowego, Bartosza Wiśniewskiego. Podobno to on zasugerował, ale rzekomo tylko dlatego, żeby szybciej znaleźć nowego sponsora. 

- Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że mój błąd jest jeden. Być może mają rację osoby, które mówią, że gdy dowiedzieliśmy się o rezygnacji sponsora, powinienem był po prostu zamknąć ten klub i nie przeciągać tego przez kolejne miesiące. Wtedy mieliśmy jednak za mało czasu, wszystko działo się szybko i trudno było rozsądnie myśleć. Zresztą pierwsze wypowiedzenie złożyłem jest szóstego czerwca, bo mówiono, że jak ja odejdę, to Drutex wróci. Przekonali mnie wtedy, żebym został. Przez półtora roku mocno podupadłem na zdrowiu. Próbowałem coś zrobić aż w końcu musiałem złożyć rezygnację. Teraz z perspektywy czasu uważam, że wówczas trzeba było poddać drużynę i wycofać z rozgrywek. Być może taki był ukryty przekaz sponsora, ale ja tego nie zrozumiałem? W tamtym czasie chcieliśmy utrzymać się w pierwszej czy w drugiej lidze na szczeblu centralnym - opowiada. - Teraz być może stanie się to, co powinno stać się wtedy. Szkoda, że dzieje się to w roku przypadającym przed jubileuszem 75-lecia klubu.

Ustaliliśmy, że Rafał Gierszewski miał w tamtych latach wolną rękę w wydawaniu pieniędzy. Natomiast dostarczone do firmy dokumenty nigdy nie zostały przeanalizowane i skopiowane. Wróciły do firmy księgowej. Rafał Gierszewski na próby kontaktu nie odpowiada. Do tematu wrócimy.

[ALERT]1595247405390[/ALERT]

 

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

Jerzy T.Jerzy T.

1 0

Święty Wiczkowski. Aureoli brakuje. Nie wierzę mu jak go widzę. Całe życie się obleśnie ślizgał ale niestety w końcu się wyślizgał. Zapytajcie go gdzie organizuje szkolenia dla pracowników PUP... nadmorskie hotele, odległe ośrodki rekreacyjne itp. Ale to przecież konieczne szkolenia... tyle że 2-dniowe i trzeba z noclegiem... a pseudoszkolenie jest małym dodatkiem do sauny czy jaccuzi.
z Bytovią pewnie podobnie.
09:01, 23.07.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

bubububu

0 0

Przypomnę klasyka. Są dwa rodzaje pieniędzy - swoje i cudze, oraz dwa rodzaje wydatków - na siebie i na kogoś obcego. Najrozrzutniej wydaje się cudze pieniądze na siebie, a najoszczędniej swoje na kogoś obcego. 09:54, 28.07.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%