Zamknij

Fotowoltaika dachowa – taniej znaczy drożej!

. + 11:10, 26.03.2023 Aktualizacja: 11:12, 26.03.2023
Skomentuj

Nastał ten dzień gdy postanowiłem założyć instalację fotowoltaiczną na dachu swojego domu. Dojrzewałem do tej decyzji ponad 3 lata, zbierałem informacje z internetu, rozmawiałem z posiadaczami fotowoltaiki, a nawet odwiedziłem targi branżowe. Uzbrojony w „potężną” wiedzę i zdecydowany na kolejny krok,  w pierwszej kolejności postanowiłem obdzwonić lokalnych instalatorów i firmy z polecenia znajomych, którzy byli już posiadaczami fotowoltaiki. Następnie wypełniłem kilka formularzy online, aby zebrać oferty z wielu źródeł. No i się zaczęło… Telefon i skrzynka e-mailowa rozgrzały się do czerwoności, telemarketerzy dzwonili o nieprzyzwoitych porach bez poszanowania norm i zasad, codziennie otrzymywałem mnóstwo ofert, a po tygodniu miałem już tego dosyć.

Jednak po części sam sobie byłem winien, aby podjąć słuszną decyzję, z którą czułbym się dobrze przez wiele lat, chciałem „przepytać” jak najwięcej firm. W pierwszej fazie musiałem dokonać wstępnej eliminacji na poziomie ofert otrzymanych na e-mailu, było ich w sumie ok. 40. Na tym etapie użyłem klucza jakości falownika, to znaczy odrzuciłem wszystkie oferty na najtańszych chińskich falownikach i modułach spoza rankingu Tier-1, potem sprawdziłem KRS firm instalatorskich, ich historię oraz opinie w sieci. Wszystko skrzętnie odnotowałem w arkuszu Excela, i pogrupowałem oferty od najtańszych do najdroższych. Zwróciłem również uwagę na gwarancję i wiarygodność gwaranta.

W gronie pretendentów zostało 9 firm. Moc docelowa instalacji miała wynieść 5 kWp, a ceny kształtowały się w przedziale 28 000 zł do 36 000 zł. Rozstrzał z pozoru duży, ale miał swoje uzasadnienie. Falowniki, które pozostały na placu boju pochodziły od producentów z Niemiec, Austrii, Izraela i USA, panele natomiast były chińskie lub niemieckie. W kolejnym etapie ponownie w ruch poszła tabela  Excela - przy każdej z ofert wyszczególniłem dodatkowe wyposażenie inwerterów związane z możliwością rozbudowy mojej instalacji w przyszłości i zwiększenie mocy (zastanawiam się nad pompą ciepłą). Chciałem też, aby było można łatwo podpiąć system magazynowania energii, gdyż wiem, że niedługo tak jak w Europie zachodniej, dotacje do tego typu inwestycji mogą sięgać nawet 100 proc. (póki co w Polsce mamy realne 30 proc. dofinansowania i nie zawsze opłaca się w to inwestować). W kolejnym kroku przyjrzałem się gwarancjom, które wahały się od 2 do 25 lat, oraz formie jej rozpatrywania, jak również co jest w niej zawarte i jak dużo kruczków ukryto. Zabrało mi to sporo czasu, gdyż część zawiłości musiał tłumaczyć mi kuzyn prawnik. Na tym etapie eliminacji pozostał tak naprawdę już tylko jeden instalator, który przedstawił mi ofertę w odmiennej technologii fotowoltaicznej niż pozostali. Opierała się ona na połączeniach równoległych (wszyscy pozostali robili to szeregowo). Ten rodzaj połączeń wiązał się również z kilkoma dodatkowymi prezentami jakie amerykański producent sprzętu zawarł w pakiecie, a mianowicie okazało się, że tzw. fotowoltaika niskonapięciowa operuje w zakresie prądów bezpiecznych - poniżej 50V, a nie 500-600V jak konkurencja. Daje to zupełnie inny wymiar żywotności sprzętu (stąd 25 lat gwarancji) i ryzyka, w zakresie prądów bezpiecznych nie może nastąpić iskrzenie, porażenie, przepalenie, a tym bardziej nie ma żadnej możliwości powstania pożaru.

W tym momencie zagłębiłem się w temat pożarów fotowoltaiki klikając kilka stron internetowych i zdębiałem, czemu nikt z 42 oferentów nie powiedział mi, że oferują panele fotowoltaiczne w klasie ogniowej C (palne), zamiast niepalnych paneli w klasie A? Chodziło oczywiście o cenę. Panele typu glass-glass w klasie A są sporo droższe. Czemu nikt z instalatorów nie wspomniał o tym, że przy wysokich prądach stałych wymagany jest ciągły dozór i serwis, który jest kosztowny i ogranicza ryzyko pożaru? Czemu nikt nie powiedział, że nie da się wykonać prawidłowego serwisu termowizyjnego złącz paneli fotowoltaicznych na dachu? Czemu nikt nie powiedział, że w 2021 r. zapaliło się ponad 700 instalacji fotowoltaicznych na polskich dachach? Odpowiedź jest prosta, nie można straszyć klienta, bo jak dowie się prawdy, to nie zamontuje żadnej fotowoltaiki.

Na chwilę wstrzymałem się w kwestii ostatecznej decyzji dotyczącej pokrycia dachu panelami słonecznymi. Moja wrodzona podejrzliwość zaczęła dociekać czemu 42 instalatorów się myli, a jeden ma rację? Czemu dopiero teraz słyszę o fotowoltaice niskonapięciowej, skoro to takie genialne rozwiązanie? Gdy kilka dni później, przy okazji zakupów w lokalnym sklepie budowlanym poruszyłem temat fotowoltaiki niskonapięciowej ze spotkanym tam znajomym elektrykiem, po wysłuchaniu mojej tyrady, lekko się uśmiechnął i powiedział, że on ma dokładnie taką fotowoltaikę niskonapięciową u siebie na dachu i żadnej innej na dach nie poleca. Wymienił też dodatkowy atut tego systemu, jakim jest brak konieczności uziemienia oraz stwierdził, że gdyby on tworzył prawo w tym kraju, to zabroniłby wszystkich systemów fotowoltaicznych o napięciu powyżej 50V na dachach. Okazało się również, że ze względu na wymogi przeciwpożarowe i tzw. wymóg rapid shut-down w Stanach Zjednoczonych instalacje niskonapięciowe stały się jedynym dopuszczonym przez strażaków i elektryków systemem fotowoltaicznym. W zeszłym roku 7 na 10 dachów we Francji było pokrytych fotowoltaiką niskonapięciową, w Holandii 4 dachy na 10 są wykonane w tej technologii. To pokazuje, że po raz kolejny zostajemy technologicznie w tyle, a to co nowoczesne i rewolucyjne przychodzi z zachodu.

To spotkanie uspokoiło mnie i ugruntowało w przekonaniu, że podejmuję właściwą decyzję. Zdecydowałem się na fotowoltaikę niskonapięciową amerykańskiego producenta, którą zamontowała firma mająca na koncie kilka tysięcy tego typu montaży. Instalacja pod klucz kosztowała 36 000 zł i była pierwotnie najdroższą ofertą, jednak to co było zawarte w pakiecie sprawiło, że najdroższa oferta stała się najtańszą! 

Swoją opowieścią chciałbym zachęcić wszystkich do głębszego spojrzenia na temat fotowoltaiki i technologii za nią ukrytej, o potraktowanie tematu poważnie i długofalowo z uwzględnieniem możliwości przyszłej rozbudowy mocy instalacji, montażu baterii gdy zaczną się opłacać, długowieczności systemu fotowoltaicznego związanych z niskimi lub wysokimi napięciami prądu stałego, koniecznością serwisowania oraz bezpieczeństwem pożarowym. 

Stwierdziłem, że nie stać mnie na niepewne inwestycje, a za ceną końcową produktu w przypadku fotowoltaiki kryje się często dużo więcej detali technicznych niż początkowo sądziłem. Dwadzieścia procent różnicy w cenie, między najtańszą ofertą wysokonapięciową, a najdroższą ofertą niskonapięciową, to niewielki koszt za spokój, bezpieczeństwo trwałość i najlepszą technologię.

(Artykuł sponsorowany)
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

iiiiii

1 0

Dobra opowieść reklamowa

11:14, 29.03.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%