Zamknij

POMÓŻ Romanowi z Niezabyszewa! 8000 zł miesięcznie za szansę na NOWE ŻYCIE

00:07, 17.11.2021 M.W. Aktualizacja: 00:09, 17.11.2021
Skomentuj Dorota Prądzyńska liczy, że jej syn Roman kiedyś w końcu będzie chodzić samodzielnie Dorota Prądzyńska liczy, że jej syn Roman kiedyś w końcu będzie chodzić samodzielnie

Pieniądze to nie wszystko. Najważniejsze jest zdrowie, ale nie w przypadku Romana Prądzinskiego z Niezabyszewa. 21-latek potrzebuje pieniędzy, aby dojść do zdrowia. To bagatela około 8 tys. zł miesięcznie. Tyle potrzeba, aby móc regularnie przeprowadzać zabiegi rehabilitacyjne. Prądzinski jest sparaliżowany po wypadku, który wydarzył się 3 lata temu. To kolejne jego nieszczęście, bo od dziecka cierpi na padaczkę lekooporną. Jakoś z tym żył, ale gdy spadł z piętra na beton i doznał złamania kręgosłupa, życie mu się zawaliło. Wylądował na wózku inwalidzkim. Mężczyzna jest po pierwszych zabiegach rehabilitacyjnych. Czucie w rękach zaczęło wracać. Niestety, nogi nadal są bezwładne. Bez pieniędzy zostanie skazany na niepełnosprawność do końca życia. 

Roman Prądzinski na zawsze zapamięta ten dzień. Pod wieczór wybrał się do mieszkającego po sąsiedzku kolegi, gdzie budowany był nowy dom. W środku trwały prace wykończeniowe. Wspiął się po schodach na piętro. Był akurat po zakupach z rodzicami. Miał na sobie nowe ubrania, więc chciał się też troszkę pochwalić. Pech chciał, że będąc u góry stracił równowagę i spadł na dół, ponieważ wewnątrz budynku barierki nie zostały jeszcze zamontowane. Runął na betonową posadzkę. 

- Szyją uderzyłem w ostatni schodek na dole. Po upadku byłem przytomny. Pamiętam jak przebiegła moja starsza siostra, Sandra. Razem z nią mama. Leżałem na tej posadzce i czekaliśmy około 45 min. na przyjazd karetki - opowiada. - Gdy wzięli mnie do karetki, straciłem przytomność i już nic nie pamiętałem. Wcześniej czułem ogromny ból. Wiedziałem, że w nogach tracę czucie. Pamiętam jak krzyczałem do mojej siostry: "Sandra, ratuj mnie!".

Ratownicy medyczni stwierdzili, że ze względu na rozległe obrażenia konieczne jest przetransportowanie go przy wykorzystaniu Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Przewieźli go do Tuchomia na boisko sportowe, a stamtąd helikopterem do szpitala w Słupsku, gdzie był operowany. 

LINK DO ZBIÓRKI

Po wypadku stwierdzono złamanie kręgosłupa w czterech miejscach i uszkodzenie rdzenia kręgowego. Przeprowadzono skomplikowane zabiegi chirurgiczne. Niestety okazało się, że Roman Prądzinski nie ma czucia w czterech kończynach - w rękach i w nogach. Przez dłuższy czas był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Walczył o życie, bo dano mu tylko 1 proc. szans na przeżycie. 

- Stało się to dokładnie 28 maja 2018 roku - tę datę Dorota Prądzinska, mama Romana, zapamięta na zawsze. 

Nieszczęście postanowiło najwidoczniej mocno doświadczyć rodzinę Prądzinskich. Trzy miesiące po wypadku Romana, udaru dostał jego ojciec. Może się samodzielnie poruszać, ale nie może pracować. Jest na rencie, co utrudnia egzystencję całej rodziny. 

- Jak się wali, to wszystko - komentuje Dorota Prądzinska. 

Dzielna mama stara się robić, co w jej mocy, aby zdobyć pieniądze na rehabilitację dla syna. Sama też podjęła pewne działania, aby ułatwić synowi egzystencję w budynku, wzięli kredyt w kwocie prawie 100 tys. zł na kompleksowy remont i dostosowanie do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Jak się później okazało, była to przeszkoda w uzyskaniu wsparcia z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. 

- Urzędnicy byli na wywiadzie środowiskowym. Zobaczyli ładnie wyremontowany dom i stwierdzili, że skoro nam się tak powodzi, to nie potrzebujemy pomocy. Nie pomogły tłumaczenia, że my przecież spłacamy kredyt. Wzięli nas za ludzi majętnych, więc musimy sami sobie radzić - opowiada Dorota Prądzinska. 

Rodzina próbowała działać z własnych środków finansowych. Zaczęli jeździć na rehabilitację do Bydgoszczy, “zaciskając zęby”, no bo to jednak około 7950 zł miesięcznie. To cena za 2-tygodniowy turnus, 10 zabiegów. Piszemy, że to koszt miesięczny, ponieważ wskazane są 2 tygodnie przerwy w rehabilitacji. Zabiegi przyniosły efekty. Już po kilku miesiącach Roman Prądzinski zaczął odzyskiwać czucie w rękach. Teraz może już częściowo poruszać palcami. Rehabilitacja powinna być kontynuowana, ale na razie nie ma takiej możliwości, bo rodzina nie ma pieniędzy. Państwo polskie zbytnio nie pomaga. Narodowy Fundusz Zdrowia zaoferował jedynie 2600 zł pomocy, ale w skali roku. To jest “kropla w morzu potrzeb”.

- W tym roku byliśmy tylko 4 razy na rehabilitacji, wydając na nią ponad 30 tys. zł. Wykonywaliśmy podstawowe zabiegi, bo na więcej nas nie stać, a teraz siedzimy w domu, bo nie ma za co jechać do Bydgoszczy - rozkłada ręce rodzina Prądzinskich. 

Dotychczasowa rehabilitacja sfinansowana została z pieniędzy pozyskanych od kilku fundacji. Rodzina założyła zbiórkę w serwisie internetowym, do której link publikujemy. Na razie jest tam niestety 8 tys. zł, a tak naprawdę powinni uzbierać tyle co miesiąc. Rodzina stara się dokładać, ale z uwagi na to, że mąż ma skromną rentę w wysokości niecałych 1200 zł, a dwoje zdrowych dzieci, czyli syn i córka, dopiero rozpoczynają pracę zawodową, pieniędzy nie ma.

- Syn pracuje w wojsku, a córka zaczęła pracę w policji. Nie są w stanie pomóc na tyle, żeby sfinansować rehabilitację. Oprócz tego mam świadczenie opiekuńcze, mąż ma rentę i syn teraz też ma rentę - opowiada Dorota Prądzinska. 

Pieniędzy zabrakło na zakup specjalistycznego samochodu, więc wozi syna 21-letnim autem, nie przystosowanym do potrzeb osób niepełnosprawnych. Jeśli chce gdzieś z synem wyjechać, ktoś musi pomagać wsadzić go do samochodu. 60-letni małżonek po udarze porusza się samodzielnie, ale o pracy może zapomnieć. Musi żyć z renty w wysokości 1190 zł. 

- To są grosze, biorąc pod uwagę 42 lata pracy mojego męża - zaznacza Dorota Prądzinska. 

Dostają jeszcze 100 euro renty męża z Niemiec. Tam przez lata pracował. Na domiar złego firma ubezpieczeniowa nie chce zapłacić za wypadek, bo stwierdzono, że mogło do niego dojść z powodu padaczki. Rodzina tłumaczy, że w momencie podpisywania umowy ubezpieczeniowej nikt ich o to nie pytał. Walczą teraz o wypłatę ubezpieczenia, chociaż to niewielka kwota, bo jedynie 13 tys. zł. 21-latek zaznacza, że upadek nie ma nic wspólnego z padaczką. 

Cel do osiągnięcia dla rodziny Prądzyńskich, to doprowadzenie syna do samodzielności.

- Początkowo słyszeliśmy, że syn przez całe życie będzie leżeć na łóżku i pod respiratorem. Byliśmy przerażeni, ale zaczęliśmy działać. Prywatnie zapłaciłam za rehabilitantkę, która w czasie, gdy on jeszcze leżał na OIOM-ie, wypracowała wspólnie z nim samodzielne oddychanie. Oddycha teraz przeponą, ale najważniejsze, że sam to robi. Gdy wyszedł z OIOM-u, próbowałam umieścić go na oddziale rehabilitacyjnym. Już po 2 tygodniach chcieli go wyrzucić, bo stwierdzili, że nic z niego nie będzie - relacjonuje mieszkanka Niezabyszewa.

- Powiedzieli dokładnie: “z tego nic nie będzie”, a nie z niego - dodaje Roman Prądzinski. 

To waleczny chłopak. Zaczął ćwiczyć. Dzięki temu zaczyna ruszać palcami rąk i walczy o odzyskanie czucia w nogach. Podczas turnusów rehabilitacyjnych w Bydgoszczy poznał osoby, które po kilku latach zaczęły odzyskiwać czucie. Warunkiem była intensywna praca. Rehabilitacja jednak kosztuje. 

Oprócz rodziny, Romana Prądzinskiego wspiera najbliższa przyjaciółka. Jednocześnie z żalem przyznaje on, że o ile w początkowej fazie, zaraz po wypadku, koledzy o nim pamiętali, tak teraz rzadko odwiedzają. 

- Mam jedną przyjaciółkę od urodzenia, która zawsze o mnie pamięta. To sąsiadka, Magda Kiedrowska - podkreśla.

W pierwszych miesiącach koledzy zrobili zbiórkę, dzięki której zakupiono łóżko, na którym Roman Prądzinski teraz śpi. Z wielkim trudem nauczył się schodzić samodzielnie z wózka inwalidzkiego na łóżko. 

Kolejny krok do samodzielności to poszukiwanie pracy zdalnej. 21-latek apeluje do osób, które chciałyby go zatrudnić, że może wykonywać różne zadania przez internet. Sugeruje na przykład pomoc przy prowadzeniu księgowości czy innego rodzaju pracę biurową. Dla niego to spora zmiana, bo zawsze wykonywał pracę fizyczną. Teraz oczywiście nie jest to możliwe. Jeśli chcesz pomóc Romanowi Prądzinskiemu, dając płatne zlecenie, skontaktuj się z jego mamą pod nr tel. 504606095. 

LINK DO ZBIÓRKI

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%