Był Leszek P. - "wampir z Bytowa", a teraz jest podobno Łukasz P. - “oszust z Bytowa”. Tak określają go klienci, którzy zamówili w jego firmie budowę domków drewnianych. Niezadowoleni połączyli siły twierdząc, że zostali oszukani. Są z różnych rejonów województwa. Połączył ich Łukasz P. Wziął zaliczki, domków nie zbudował, a niektórym wysłał jeszcze na koniec wezwania do zapłaty za rezerwację terminu! Ich zdaniem to próba zastraszenia.
[WIDEO]149[/WIDEO]
HISTORIA 1
Małgorzata Fritza Łukasza P. spotkała po raz pierwszy w marcu tego roku. Miał zbudować domek z zagospodarowanym poddaszem w Juszkowie koło Pruszcza Gdańskiego. Umówili się na łączną sumę 45 tys. zł. Wpłaciła 10 tys. zł zaliczki.
- Niestety on nigdy nie wybudował mi tego domku - mówi Małgorzata Fritza.
Zgodnie z umową budowa miała rozpocząć się 15 maja i miała potrwać 7 dni. W tym terminie P. zdążył zbudować jedynie podłogę. Z późniejszej opinii inspektora budowlanego wynika, że podłoga nadaje się do rozbiórki, bo została wykonana niezgodnie ze sztuką.
- Po wykonaniu podłogi wyszło na jaw, że zrealizowana została w niewłaściwy sposób, na starych płytach chodnikowych. Ich wysokość regulowana była kawałkami drewna - opowiada mieszkanka Gdańska.
Na takich fundamentach miał być zbudowany domek w Juszkowie pod Gdańskiem
Fritza zeznaje, że firmę Łukasza P. znalazła w internecie. Z jej relacji wynika, że młody przedsiębiorca zaoferował jej więcej niż oczekiwała, proponując ocieplenie ścian w jednej cenie. Fritza opowiada, że rozmowa przebiegała w bardzo miły sposób. Łukasz P. wydawał się osobą godną zaufania. Później wszystko się zmieniło.
- 19 maja pan Łukasz przyjechał na działkę z jednym pracownikiem. Widząc, co się dzieje, chcieliśmy rozwiązać z nim umowę. Zgodził się i zobowiązał się, że do najbliższej niedzieli zabierze materiał, a do 10 czerwca wpłaci mi całą zaliczkę, czego nie uczynił - relacjonuje kobieta.
Oczywiście tak się nie stało i dziś nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie ma wykonawcy, nie ma pieniędzy. Została tylko podłoga, którą trzeba było rozebrać.
Fritza pokazuje zdjęcia, na których widać prowizorycznie wykonane podparcie do podłogi. W jednym z miejsc płyty OSB połączone są kawałkiem starej szafy, którą wykonawca znalazł na śmietniku. Ostatecznie rozpoczęta przez Łukasza P. podłoga została rozebrana, a na działkę na budowę domku przyszedł inny, solidniejszy wykonawca.
- Warto jeszcze wspomnieć, że podczas naszego ostatniego spotkania, gdy chciałam podpisania odstąpienia od umowy, próbował uciekać. Przysłał nawet policję, twierdząc, że nie chcę go wypuścić z działki, co było nieprawdą - zeznaje mieszkanka Gdańska.
Warty podkreślenia jest również sposób rozliczeń. Od wykonawcy usłyszała, że nie jest w stanie przedstawić potwierdzeń zakupu materiałów w postaci faktur, bo on rzekomo ich w ogóle nie bierze - zaznacza Fritza.
Małgorzata Fritza pokazuje projekt przygotowany przez przedsiębiorcę
HISTORIA 2
Bardzo podobna jest historia Patrycji Fos z Elbląga. Ona też dała się skusić ogłoszeniom zamieszczonym w internecie przez Łukasza P.
- Ogłoszenia były bardzo atrakcyjne, a oferta domków na zdjęciach bogata. Mój mąż napisał. Odezwała się pani Sylwia, partnerka pana Łukasza. Ustaliliśmy termin spotkania w celu podpisania umowy w Bytowie - opowiada Patrycja Fos.
Razem z mężem pojechała z Elbląga do Bytowa. Podpisali umowę osobiście. Na spotkaniu Łukasz P. miał się zobowiązywać, że przyjadą i domek postawią w 4 dni. Twierdził, że ma sprawną ekipę i odpowiedni sprzęt. Wpłacili zaliczkę w kwocie 6 tys. zł, umawiając się na realizację domku od 24 kwietnia. Niestety tego dnia wykonawca nie przyjechał.
- Już wcześniej byliśmy zaniepokojeni ograniczonym kontaktem z wykonawcą. W połowie kwietnia uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę nie mamy projektu tego domku. Sporządziliśmy go sami i wysłaliśmy do pana Łukasza z prośbą o potwierdzenie. Kontakt był bardzo słaby. Praktycznie nie odbierał telefonu, a jak odebrał, to miał pretensje, że do niego dzwonimy - opowiada Fos.
Patrycja Fos doczekała się jedynie rozpoczęcia budowy podłogi
Zaniepokojeni zachowaniem wykonawcy zaczęli szukać większej ilości informacji na jego temat. Okazało się, że firma jest całkiem świeża, bez wcześniejszych realizacji.
- Zdjęcia, które miał w swojej ofercie, były zdjęciami "ukradzionymi" z ofert innych firm - podkreśla mieszkanka Elbląga. - Na profilu jego firmy zaczęły pojawiać się komentarze od osób, które czuły się poszkodowane, bo wpłaciły zaliczkę, a robota nie była realizowana. Zaczęliśmy obawiać się, że jesteśmy oszukani.
Widząc to zaczęli nagrywać każdą rozmowę, którą udało się przeprowadzić. Późniejsze przyjazdy wykonawcy też były nagrywane.
- Pan Łukasz nie zjawił się u nas 24 kwietnia, tłumacząc się złymi warunkami pogodowymi. Obiecywał, że za 2 tygodnie jednak przyjedzie. Powiedziałam mu, że jeżeli nie pojawi się 8 maja, zgłaszam sprawę na policję, bo będzie to dla mnie oszustwo - relacjonuje Fos.
Wykonawca deklarował, że na pewno przyjedzie. Uspokajał mieszkankę Elbląga.
- 8 maja jednak nie przyjechał, więc wypowiedzieliśmy umowę, wysyłając wypowiedzenie drogą pocztową. Oczywiście listu nie odebrał, a 9 maja przyjechał do nas - relacjonuje.
Wykonawca tłumaczył, że w tartaku nie było materiału. Deklarował, że przyjedzie następnego dnia, czyli 10 maja.
- Miał być o godz. 9:00, ale przyjechał około południa z jednym pracownikiem. Przywieźli kilka desek na podłogę. Wypakowali materiał i oznajmił, że on już dzisiaj pracować nie będzie, bo jest już za późno, a majster się rozchorował. Zaczął opowiadać, że od jutra zbiera brygadę i wtedy "ostro" biorą się do roboty - opowiada Fos.
P. deklarował, że teraz to już na pewno postawi domek w 4 dni. Zgodzili się obawiając, że nie ma innego wyjścia.
- Musieliśmy mu zaufać, aby odzyskać przynajmniej część naszych pieniędzy - zaznacza Fos.
Następnego dnia też nie przyjechał o godz. 9:00 rano, ale o 15:00. Nie miał ze sobą żadnej większej brygady. Był tylko jeden pomocnik.
- Byłam wtedy już tak zdenerwowana tą sytuacją, że powiedziałam mu wprost, aby zakończyć tę farsę i rozwiązać umowę albo rzeczywiście w 4 dni zbuduje ten domek. W odpowiedzi usłyszałam, że w takiej sytuacji on nam domku budować już nie będzie - relacjonuje mieszkanka Elbląga. - Usłyszałam, że zapłaciłam mu zaliczkę za termin, a nie za pracę. Powiedziałam, że w takiej sytuacji przecież termin nie został zrealizowany, bo był to 24 kwietnia, ale on wsiadł do samochodu, zabrał swojego pomocnika i tyle go widzieliśmy.
Napisali doniesienie o próbie oszustwa i skierowali sprawę do prokuratury. W odpowiedzi dostali list od Łukasza P. z wezwaniem do zapłaty. Grozi im wpisaniem do rejestru dłużników.
- Wezwał nas do zapłaty kwoty ponad 22 tys. zł. Tak naprawdę nie wiemy za co ma być ta zapłata, bo koszt całości to było 18 tys. zł, a wziął 6 tys. zł zaliczki - opowiada Patrycja Fos.
Fos traktuje to jako próbę zastraszenia, aby nie podejmować żadnych dalszych kroków przeciwko Łukaszowi P.
- Prawda jest taka, że on nawet żadnego gwoździa nie przyniósł, tylko deski warte jakieś 500 zł, wziął 6 tys. zł zaliczki i chce teraz od nas jeszcze 22 tys. zł nie wiadomo za co - podkreśla.
Patrycja Fos też dostała wezwanie do zapłaty, pomimo niewykonanej pracy. P. żąda od niej ponad 22 tys. zł
[ZT]8821[/ZT]
HISTORIA 3
Podobna do dwóch poprzednich jest historia Izabeli Wirkus z Przechlewa w powiecie człuchowskim. Ona też chciała skorzystać z oferty firmy Łukasza P. Jego partnerce wysłała zdjęcia domku, który miał być zbudowany na jej działce. Po rozmowach ustalili podpisanie umowy i pojechali do Łukasza P., aby to zrobić.
- Pokazałam jaki to ma być domek i jakie wymiary mnie interesują. Podpisaliśmy umowę. Praca miała być wykonana w przeciągu 3 tygodni. Dokładnie umowę podpisaliśmy 29 marca, a 17 kwietnia miał być termin realizacji. 2 dni przed tym terminem zaczęłam się zastanawiać, bo wykonawca nie kontaktował się. Zadzwoniłam do niego. Przy kolejnej próbie usłyszałam, że nie ma czasu na odpisywanie na wiadomości i do odbierania telefonu. Otrzymałam odpowiedź, że nie ma drewna w tartaku - opowiada Izabela Wirkus.
Usłyszała, że domek zacznie być budowany we wtorek 18 kwietnia, ale po stronie wykonawcy nie było żadnego kontaktu. Wykonawca odezwał się 19 kwietnia i oznajmił, że jadą do Przechlewa. Przywieźli kilka płyt OSB oraz kilka belek.
- Wpłaciliśmy 2600 zł zaliczki. W dniu podpisania umowy domek miał kosztować 13 tys. zł. Ustaliliśmy, że skoro tak to się toczy i on wiezie materiał, to my temu panu podziękujemy - relacjonuje Izabela Wirkus.
P. zjawił się kolejnego dnia. Już na wstępie zakomunikował, że chce otrzymać kolejną zaliczkę. Wirkus zaprotestowała, powołując się na rozmowy przy podpisaniu umowy. Zaliczka miała być jedna na początku umowy, a reszta po wykonaniu zlecenia. P. tłumaczył, że potrzebuje kolejnych pieniędzy na zakup materiału.
- Uległam mu i przelałam na konto 2 tys. zł. Następnego dnia nastąpiła ta sama sytuacja. Przelałam kolejne 2 tys. zł - opowiada Wirkus.
Termin realizacji domku to miało być kilka dni. P. miał deklarować, że na majówkę rodzina Wirkus będzie mogła przy nowym domku grillować.
- Do dziś nie grillujemy, bo domek nie jest wykończony. Zapłaciłam mu na dzień dzisiejszy 10 600 zł wszystkich zaliczek, a kontakt urwał się - relacjonuje Izabela Wirkus.
Jej mąż zwrócił uwagę, dzwoniąc do niego i wskazując, że pracownikom skończyły się deski, a on podczas rozmowy w trybie głośnomówiącym oznajmił, że w takiej sytuacji mają iść kupić karty i grać. Zbulwersowany mężczyzna zwrócił na to uwagę wykonawcy, a ten obraził się i oznajmił, że z powodu takiego tonu rozmowy on dla nich pracować nie będzie.
- Usłyszałam, że on zaliczki nie odda. Powiedział, że jak chcę, to możemy spotkać się na drodze sądowej. Podobnie jak do Patrycji, kilkanaście dni temu przyszło do mnie pismo z wezwaniem do zapłaty kwoty prawie 16 tys. zł. W sytuacji, gdy wpłaciłam mu 10 600 zł zaliczki, nie wiem za co to są pieniądze, bo przecież domek miał kosztować 13 tys. zł, a nie został zbudowany. Odbieram to jako próbę zastraszenia - opowiada Izabela Wirkus.
Na tym na razie sprawa się zakończyła, bo Łukasz P. przestał odbierać od nich telefon.
- Na dzień dzisiejszy domek nie jest wykonany, pieniądze w kwocie 10 600 zł wzięte, a on jeszcze żąda prawie 16 tys. zł nie wiadomo za co - oburza się mieszkanka Przechlewa.
Jej mąż, Rafał Wirkus podkreśla, że po odejściu fachowca w ciągu nieco ponad dnia obił deskami cały dach.
- Gdybym miał na tego pana czekać, to podejrzewam, że nawet w lipcu domek jeszcze nie byłby gotowy - opowiada Wirkus.
Poszkodowane osoby łączą siły. Utworzyli grupę na Facebooku. Chcą doprowadzić do ukarania Łukasza P.
- Podejrzewam, że nie tylko my zostaliśmy w taki sposób "załatwieni". Myślę, że jest nas więcej - mówi Izabela Wirkus.
Poszkodowani apelują do innych osób, które miały podobne sytuacje z firmą Łukasza P. o kontakt za pośrednictwem redakcji. Można do nas zadzwonić pod nr tel. 513 313 112.
W takim stanie pozostawiony został domek Izabeli Wirkus z Przechlewa
EGZEKUTOR
Łukasz P. zapewnia, że oskarżenia w jego kierunku są całkowicie chybione. Według jego opowieści wszystkie poszkodowane kobiety mają zapłacić za materiał. Powołuje się na punkt drugi w umowie. Wskazywał on faktycznie, że każda umowa realizowana ma być w taki sposób, że na bieżąco wypłacane mają być zaliczki. Dlaczego wysyła dodatkowe wezwanie do zapłaty, skoro zaliczki zostały wpłacone? Tego jednoznacznie P. nie wyjaśnia.
Na starcie atakuje Izabelę Wirkus z Przechlewa. - Wielka pani dentystka mówi, że ma 2 tys. zł limitu na wypłatę z konta, a ja na materiał 7 tys. zł muszę wydać. Wprawdzie znam właściciela tartaku, ale on też chce pieniądze bardzo szybko. W ciągu kilku dni muszę należność uregulować. Przecież ona mogła limit w banku zwiększyć i od razu mi te pieniądze wypłacić - opowiada Łukasz P.
Jego zdaniem klient musi od razu zapłacić wszystko.
Według jego opowieści Izabela Wirkus miała domek prawie gotowy, więc nie zamierza pieniędzy oddawać, a wręcz jeszcze obciążył ją dodatkowymi kosztami. Jak to się ma do jej opowieści, że wypłaciła mu 10 tys. zł, a domek miał kosztować 13 tys. zł, a on wzywa ją do uregulowania dodatkowo prawie 16 tys. zł? Tego również młody przedsiębiorca nie wyjaśnia.
- Mąż pani Wirkus myślał, że będzie cwaniakiem. Domek prawie gotowy, a on ludzi z budowy wygoni i sprawa będzie zamknięta - komentuje P. - Oni muszą zapłacić resztę należności, nawet jeśli wyrzucili mnie z budowy. Prawo jest po mojej stronie. Skoro pan Wirkus mówił do moich ludzi, że mają wypier…, to jest to jego decyzja. Ja odejdę, ale on musi zapłacić.
Według jego opowieści, dotyczy to również pozostałych przypadków. Kłóci się co do ceny pozostawionego materiału. Tak, jak Małgorzata Fritza mówiła, że deski były warte 500 zł, tak jego zdaniem był to materiał wart kwotę całej zaliczki, a nawet więcej.
Ponadto jeszcze P. podkreśla, że w pracy używa najlepszych narzędzi, "z najwyższej półki". Wymienia nawet nazwę firmy.
- Mam narzędzia "z najwyższej półki". Nie są to narzędzia kupione w markecie. Mam wkrętarkę, która kosztuje 1600 zł - podkreśla. - Dzieci jednej z kobiet nie dość, że pisały, że mam kiepskie narzędzia, to jeszcze jedna z córek groziła nawet rozjechaniem przez TIR-a, bo ona ma firmę transportową. Zgłosiłem to do prokuratury.
Zaznacza on, że swoim pracownikom musiał zapłacić, więc nawet jeśli domek nie został zbudowany, klienci też muszą zapłacić.
Co do sposobu wykonania robót nie ma sobie nic do zarzucenia. Mówi, że jeśli popełnił jakieś błędy, mógłby je w każdej chwili naprawić. Zastrzega sobie jednak prawo wskazania innej firmy do dokończenia robót w sytuacji, gdyby zleceniodawcy zrezygnowali z jego usług. Podobno to też było zapisane w umowie.
- W umowie również żadne z nich nie miało zagwarantowanego terminu, a wiadomo, że na budowach jest różnie. Terminy mogą się zmieniać - tłumaczy P. - Zawiązałem już umowę z firmą windykacyjną, która podjęła się tego zlecenia. Gdybym nie miał szans wyegzekwowania długu, z pewnością nie podpisaliby ze mną umowy. Racja jest po mojej stronie.
Deklaruje on, że z jego strony również pójdzie zawiadomienie do prokuratury przeciwko wszystkim zbuntowanym klientom.
[ALERT]1689230111895[/ALERT]
Mieszkaniec Bytowa 09:11, 13.07.2023
A czy czasem z Gostkowa nie jest oszust?🤣
Ehhh09:41, 13.07.2023
Oszukał ich i tyle,jeśli wziął jakiekolwiek zaliczki a roboty nie wykonał to powinien pieniądze zwrócić. Nie ma o czym mówić. Oni z drugiej strony chcieli mieć domki za półdarmo no i zostali oszukani co było do przewidzenia.
Gość16:41, 13.07.2023
Niewinny i ma rację. Ma Pan nieźle na ealone w głowie. Żeby oszukiwać też trzeba potrafić i mieć coś w głowie oprócz wiatru. Będzie ździwienie jak dostanie wyrok za oszustwa. Nic nie budował , nic nie gwarantował. Brał zaliczki i myślał, że nowe Amber Gold otworzy.
Mario23:58, 14.07.2023
Jeszcze straszy prokuratura przeciwko klientom swoim. Supermen do kwadratu.
6 0
A czasem nie jeździł na taxi xD później stawy , teraz budowa