Zamknij

Łukasz ma 31 lat i WALCZY Z RAKIEM. Pomóż mu na festynie!

06:14, 17.08.2024 Aktualizacja: 15:30, 17.08.2024
Skomentuj

W niedzielę 18.08 po porannym triathlonie w Bytowie warto wybrać się do Pomyska Małego, gdzie organizowany jest festyn charytatywny dla Łukasza Wysockiego z Tuchomia.

- U 32-letniego Łukasza zdiagnozowano nowotwór złośliwy. Chcemy mu pomóc, bo on sam też chce walczyć dla rodziny i dla swojej czteroletniej córki. Szansą dla niego jest leczenie za granicą, które sporo kosztuje - wyjaśnia Izabela Stojewska, jedna z organizatorek festynu.

Razem z nią wydarzenie tworzą Emilia Lass, Julita Durawa i Michał Pranczk. Początek wydarzenia o godz. 14:00 na placu rekreacyjnym w Pomysku Małym. Będą różnego rodzaju występy artystyczne, m.in. zumba i występ wokalistów z domu kultury w Borzytuchomiu. Oczywiście przewidziano licytację fantów - voucherów i gadżetów od darczyńców. Będzie chleb ze smalcem i coś pysznego z grilla. Szczegóły na plakacie.

ŁUKASZ WYSOCKI

- Nie pamiętam, jak to jest być zdrowym zdrowym człowiekiem. Każdego dnia myślę o tym, jak poradzi sobie moja rodzina, gdy mnie zabraknie. Mój stan jest bardzo zły. Nowotwór odebrał mi wszystko - mówi 31-letni Łukasz Wysocki. - Odkąd skończyłem dziewięć lat walczę z rakiem wątroby. Lekarze dali mi wtedy 1% szans na przeżycie. Przeszedłem ciężką operację, polegającą na wycięciu fragmentów wątroby oraz bardzo wyczerpującą chemioterapię. Kiedy usłyszałem wiadomość o dobrych rokowaniach, znów byłem szczęśliwym chłopcem. W głowie pojawiły się nowe cele, plany i marzenia. Niestety, radość trwała tylko krótką chwilę. 2005 rok przyniósł wznowę na wątrobie i koszmar wrócił. Następna resekcja oraz chemioterapia była jeszcze gorsza. Powstałe powikłania znacznie wpłynęły na jakość mojego życia. Otwarty kanał żółciowy spowodował, że musiałem chodzić z przyklejonym do brzucha workiem stomijnym. Bardzo mi to przeszkadzało. Nie mogłem nadążyć za rówieśnikami. Chciałem grać w piłkę, jeździć na rowerze, biegać… Dziś mogę powiedzieć, że nowotwór zniszczył moje dzieciństwo.

Decyzja o kolejnych operacjach okazała się błędna

- Powstałe zrosty uniemożliwiły odpłynięcie żółci. Stan ten trwa do dziś. Nawracające zapalenia dróg żółciowych są prawdziwym koszmarem. Lekarze rozkładają ręce. W tak zaawansowanym stadium choroby przeszczep wątroby jest wykluczony - opowiada. - Przeszedłem już niezliczoną ilość zabiegów, które miały poprawić mój stan. Pokładałem w nich wielką nadzieję, jednak ich skuteczność była znikoma. Przez ostatni czas musiałem chodzić z drenażem w brzuchu. Niestety, mój organizm go nie zaakceptował i zaczął traktować go jak ciało obce. Na domiar złego, ostatnio przydarzyła się kolejna tragedia…

W okolicach drenu powstał tętniak. Zajmował on miejsce, w którym znajduje się jedyna droga, przez którą krew dociera do wątroby. 

- Na moje nieszczęście tętniak pękł, a lekarze przeprowadzili na mnie zabieg ostatniej szansy. Kolejny raz usłyszałem, że mogę umrzeć. Operacja się powiodła, jednak jeszcze nie wiem, jak potoczy się mój los. Wiem za to, że mam dla kogo żyć. Gdyby nie wspaniała żona i śliczna córeczka, która skończyła w tym roku cztery latka, już dawno bym się poddał - zaznacza. - Podczas trwania choroby byłem zdania, że nigdy nie skorzystam z pomocy innych ludzi. Nie dlatego, że byłem zbyt dumny. Po prostu uważałem, że są na świecie osoby, które potrzebują pomocy bardziej. Niestety, jeśli teraz nie poproszę Was o wsparcie, moja córeczka może dorastać bez taty. Jeżeli zechcecie wspomóc mnie w procesie leczenia, rehabilitacji oraz dalszej diagnostyki, będę Wam niezwykle wdzięczny.

(MW)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%