Zamknij

Jak to nadleśniczy z Osusznicy z pracy WYLECIAŁ. Sprawa ma DRUGIE DNO?

Mateusz WęsierskiMateusz Węsierski 16:03, 21.10.2021 . Aktualizacja: 16:05, 21.10.2021
Skomentuj Wicewojewoda Mariusz Łuczyk Wicewojewoda Mariusz Łuczyk

Wycinka drzew w rezerwacie to tylko pretekst. Tak naprawdę z powodów politycznych wyrzucony z pracy został nadleśniczy Nadleśnictwa Osusznica, Przemysław Gębusia. Tak sprawę przedstawiają pracownicy, zwolennicy odwołanego nadleśniczego, który podobno został zwolniony za wycinkę drzew w rezerwacie “Lisia Kępa” w gminie Bytów. Przedstawiają szereg argumentów świadczących o tym, że to podobno efekt wewnętrznej wojny w strukturach Prawa i Sprawiedliwości. Inspiratorem jest podobno wicewojewoda Mariusz Łuczyk, który “wycina” osoby sprzyjające posłowi ze Słupska, Piotrowi Müllerowi. Nadleśniczy Przemysław Gębusia podobno należał do tej ostatniej frakcji. Natomiast wicewojewoda Łuczyk miał wykorzystać swoje wpływy w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku. 

ZA DRZEWA

Oficjalna informacja jest taka, że nadleśniczy został odwołany z powodu doprowadzenia do wycinki drzew na terenie rezerwatu “Lisia Kępa”. To najnowszy rezerwat w powiecie bytowskim. Ma 300 ha powierzchni. O jego utworzenie przez lata zabiegał wieloletni nadleśniczy Nadleśnictwa Osusznica, Jarosław Czarnecki, który kilka lat temu został odwołany ze stanowiska. Rezerwat powstał w 2020 roku na podstawie decyzji Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku. To teren cenny przyrodniczo z uwagi na jeziora dystroficzne, torfowiska, wysokie i przejściowe bory bagienne oraz lasy bukowe. Leży w granicach Lasów Rekowskich. Na jeziorach są w obszarze rezerwatu pływające wyspy. Występują tam najważniejszego rodzaju chronione rośliny, takie jak rosiczki, bagnice torfowe, turzyce bagienne, bażyny czarne i przygiełki białe. Na terenie rezerwatu jest też najmniejsza w Polsce ważka oraz 140-letnie daglezje.

Do wycinki w rezerwacie doszło krótko po jego utworzeniu, na początku 2021 roku. Zlikwidowano kilkaset drzew, takich jak świerki, buki, dęby i sosny. Wywieziono około 600 m3 drewna. Wydaje się, że to dużo, ale w rzeczywistości wycięto drzewa na powierzchni 2 proc. całego rezerwatu. W późniejszym postępowaniu ustalono, że szkoda nie jest aż tak wielka, żeby ktoś poniósł konsekwencje karne. Prokuratura Rejonowa w Bytowie sprawę umorzyła stwierdzając, że nie doszło do istotnej szkody w środowisku naturalnym. Nadal w toku jest postępowanie prowadzone w Komendzie Powiatowej Policji w Bytowie w kierunku wykroczenia. Chodzi o naruszenie zakazu lub niedopełnienie obowiązku w zakresie ochrony przyrody.

Co na to Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Szczecinku? Oficjalną wersję z harmonogramem wydarzeń przedstawia rzecznik prasowy, Marek Stasiuk.

- Pozyskanie przeprowadzono zgodnie ze wskazówkami gospodarczymi zawartymi w Planie Urządzenia Lasu Nadleśnictwa Osusznica na lata 2020-2029, pozytywnie zaopiniowanymi przez Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gdańsku - zaznacza. - Za wszelkie decyzje zarządcze związane prowadzeniem gospodarki leśnej i zadaniami ochronnymi w nadleśnictwie odpowiada kierownik jednostki, czyli nadleśniczy. Konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych zostaną wyciągnięte po zakończeniu postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez organ właściwy do rozstrzygnięcia sprawy.

Podaje on też chronologię zdarzeń i podjętych działań. 4 listopada 2020 r. wydano zarządzenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w sprawie ustanowienia zadań ochronnych dla rezerwatu przyrody „Lisia Kępa”.

- W rezerwacie spore fragmenty drzewostanów zniekształcone są obecnością świerka i miejscami sosny. Działania dążące do przywrócenia drzewostanów zgodnych z potencjalnym siedliskiem zostały zapoczątkowane przez Nadleśnictwo Osusznica jeszcze przed utworzeniem rezerwatu i obejmują stopniową przebudowę drzewostanów. W związku z tym, w ramach działań ochronnych, zaplanowano dalszą kontynuację zabiegów w sposób zgodny z trendem ochrony rezerwatu. Szczególnie istotna jest eliminacja roślinności zielnej stanowiącej konkurencję dla buków posadzonych przez Nadleśnictwo i dalsza eliminacja świerka, a miejscami sosny - czytamy w zarządzeniu RDOŚ.

8 marca 2021 r. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Szczecinku otrzymuje informację o wycince drzew w rezerwacie przyrody „Lisia Kępa”. 10.03. następuje zatwierdzenie programu kontroli w zakresie uruchomienia pozycji zrębowych. Dzień później następuje kontrola. 12 marca RDLP w Szczecinku zwraca się do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku o przeprowadzenie kontroli. Została ona ustalona na 25 marca.

13 maja audytor stwierdza, że zostały naruszone przepisy dwóch kluczowych ustaw z punktu widzenia prowadzenia gospodarki leśnej. Należy jednak zaznaczyć, że Nadleśnictwo Osusznica było jednym z inicjatorów powstania rezerwatu, pracownicy RDOŚ w Gdańsku byli wielokrotnie konsultowani w zakresie przedmiotu i sposobów ochrony i gospodarowania, a opinia RDOŚ z 12.03.2020 potwierdza informację, że zaplanowane zabiegi (w tym przedmiotowa rębnia) zostały uzgodnione na spotkaniu przedstawicieli RDOŚ i nadleśnictwa, w świetle powołania rezerwatu przyrody „Lisia Kępa”.

- Nadleśnictwo informowało RDOŚ w Gdańsku na bieżąco o planowanych zabiegach na terenie rezerwatu. Pisma te pozostawały bez odpowiedzi - zauważa Stasiuk. - Intensywność rębni nie spowodowała znaczących zmian w ekosystemie. Pozyskanie i zrywka zostały przeprowadzone w okresie zimowym, przy pokrywie śnieżnej. W ten sposób zostały zminimalizowane uszkodzenia drzewostanu, odnowień oraz gleby.

3 czerwca 2021 r. Komenda Powiatowa Policji w Bytowie odmówiła wszczęcia śledztwa, po zawiadomieniu RDOŚ w Gdańsku. Jednocześnie poinformowano, że materiały w sprawie należy dalej wykorzystać i prowadzić kolejne czynności w kierunku wykroczenia.

23 sierpnia dotychczasowy nadleśniczy Nadleśnictwa Osusznica został odwołany ze stanowiska kierownika jednostki.

[ZT]4168[/ZT]

SPRAWA POLITYCZNA?

Zwolennicy nadleśniczego Gębusi wskazują, że sprawa jest co najmniej dziwna, choćby z tego względu, że merytorycznie odpowiedzialna za ochronę środowiska i tę wycinkę dotychczasowa zastępczyni Przemysława Gębusi została awansowała na stanowisko nadleśniczego.

- Jednocześnie w Nadleśnictwie Osusznica zatrudniony został dotychczasowy podleśniczy, a później inspektor nadzoru w Nadleśnictwie Warcino, który ma za sobą zaledwie kilkuletni staż, ale zasłużył się tym, że jest przybocznym wicewojewody Mariusza Łuczyka. Swojemu zwierzchnikowi służy w jego komitecie w Miastku i dlatego jest teraz szykowany na nowego nadleśniczego Nadleśnictwa Osusznica - twierdzi nasz informator z Nadleśnictwa Osusznica. 

Co do osoby nadleśniczego, jego poplecznicy wskazują, że sprawa ciągnęła się od marca, a w maju była już właściwie zakończona. Prokuratura śledztwo umorzyła. Najbardziej kompetentna w tej sprawie Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie dopatrzyła się rażących uchybień. Potwierdzono jedynie, że wycięto obszar stanowiący około 2 proc. powierzchni całego rezerwatu. Szkodę uznano za nieumyślną, ponieważ mogło dojść do nieporozumienia, gdyż wcześniej obszar ten był ujęty w planie do wycinki. Było to wtedy, gdy jeszcze rezerwatem nie był. 

- Co ciekawe, chociaż sprawa została zakończona, nowy zastępca nadleśniczego, przywieziony przez Mariusza Łuczyka, zaczął swoją pracę od ponownej kontroli wycinki w rezerwacie. Facet jest krótko po szkole. Pracował jako podleśniczy. Szybko go awansowano jako inżyniera nadzoru w Nadleśnictwie Warcino, a teraz przeskoczył na zastępcę nadleśniczego w Osusznicy. Nazywamy go takim naszym lokalnym Misiewiczem - komentują pracownicy Nadleśnictwa Osusznica. - Natomiast co do nadleśniczego, prawdziwym powodem odwołania nie był rezerwat, bo to sprawa dość stara, sprzed kilku miesięcy. Wyciągnięto ją tylko po to, aby go odwołać, bo naraził się nawiązując kontakty z posłem Piotrem Müllerem. Wiem, że do wicewojewody doszła informacja, że nadleśniczy Przemysław Gębusia był z Müllerem na obiedzie. Gębusia odbierany jest jako człowiek radnego powiatowego Wojciecha Dudy, który z kolei popadł w konflikt z wicewojewodą Mariuszem Łuczykiem. Konflikt wynika z tego, że Duda związał się z Müllerem. Od jakiegoś czasu nie pracuje już jako kierowca wicewojewody. Z tego, co wiem, przebywa na zwolnieniu chorobowym. Łuczyk walczy o zachowanie swoich wpływów, obawiając się, że gdy w powiecie bytowskim przybędzie zwolenników posła Müllera, może on kiedyś przegrać głosowanie w wyborach na szefa struktur powiatowych. Przyjdzie ktoś młody i go “wygryzie”. 

W sprawie tej także kolejny pracownik Nadleśnictwa Osusznica ma podobne przemyślenia. 

- Typowa akcja polityczna, skierowana przeciwko naszemu wspaniałemu szefowi, bo taki on był. Ciągle do mnie nie docierają te zmiany, szczególnie z uwagi na to, że powód odwołania jest naprawdę wyolbrzymiony - komentuje pracownik Nadleśnictwa Osusznica. - Od dawna w naszym zakładzie pracy mówiło się, że wicewojewoda Łuczyk to de facto kadrowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. Jest w bliskich relacjach z nowym dyrektorem i to często na jego polecenie zatrudniane i odwoływane są poszczególne osoby. Generalnie nie lubimy zajmować się polityką, ale nie pozostawiają nam wyboru, gdy polityka wchodzi do nadleśnictwa. 

On też potwierdza, że pierwszy powód odwołania nadleśniczego Przemysława Gębusi to konflikt wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości, a druga przyczyna to zrobienie miejsca dla leśniczego, który jest bliskim współpracownikiem wicewojewody Mariusza Łuczyka. 

- Co do wycinki drzew, przecież nadleśniczy nie jest w stanie wszystkiego dopilnować. Takich wycinek jest mnóstwo, a ponadto ten dział leżał w kompetencjach dotychczasowej zastępczyni, która po odwołaniu nadleśniczego została awansowana na jego miejsce. W tej sytuacji powoływanie się na wycinkę drzew w rezerwacie jest co najmniej nie na miejscu. Gdyby to był poważny zarzut, nowa pani nadleśniczy też powinna “wylecieć” z roboty, a właściwie to ona przede wszystkim. Z nieoficjalnych informacji wiemy, że ona nadleśniczym jest tymczasowo. Docelowo ma nim zostać nowy zastępca, przywieziony z Nadleśnictwa Warcino. To człowiek, który ma zaledwie 5 lat stażu w Lasach Państwowych. To chyba pierwszy taki przypadek w Polsce, że osoba z rangi podleśniczego awansowana jest na inżyniera nadzoru, a krótko później na zastępcę nadleśniczego. To człowiek, który studia skończył w 2015 roku. Porównujemy go faktycznie do słynnego Misiewicza. My, jako pracownicy, nie godzimy się na takie postępowanie i będziemy ujawniać kolejne fakty!

Pracownikom nie podoba się też styl odwołania szefa. Nie był on o tym uprzedzony.

- Przyszedł normalnie do pracy. Pojechał w teren i dostał telefon od sekretarki, że ma szybko przyjechać do Szczecinka, a tam dowiedział się, że jest zwolniony. Zrobiono to szybko, abyśmy nie mogli zareagować, jako pracownicy, i aby nie mogli zareagować polityczni zwierzchnicy Przemysława Gębusi w Prawie i Sprawiedliwości. Już dzień później na nowego szefa powołana została dotychczasowa zastępczyni, a jako powód w przekazie medialnym przyjęto wycinkę drzew w rezerwacie. Tymczasem kontrola w tej sprawie zakończyła się kilka miesięcy wcześniej - opowiada pracownik Nadleśnictwa Osusznica. - Trzeba też wziąć pod uwagę, że zdjęcia użyte w publikacji prasowej dotyczą zupełnie innego miejsca, a nie rezerwatu. To jest oczywista manipulacja, ale domyślamy się na czyje zlecenie została przeprowadzona. 

Pracownikom Nadleśnictwa Osusznica nie podobają się też słowa rzecznika prasowego Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku. Po pierwsze zauważają oni, że wspominał on o tym, że wszelkie konsekwencje zostaną wyciągnięte po zakończeniu postępowania, a dotychczasowy leśniczy już przecież pracę stracił. 

- Ponadto te 600 m3 drewna dotyczy całego zrębu, a z rezerwatu wycięto tylko część z tych 2 proc. powierzchni obszaru chronionego. Mówienie o 600 m3 drewna jest manipulacją - podkreśla nasz rozmówca. - Zresztą wycinka była na podstawie planu zagospodarowania Lasów Państwowych, zatwierdzonego przez państwowe instytucje.

[ZT]4700[/ZT]

BZDURY!

Wicewojewoda Mariusz Łuczyk zapewnia, że łączenie jego osoby ze zwolnieniem nadleśniczego jest nieuprawnione i niezgodne z prawdą. 

- Nie mam z tym nic wspólnego, ale wiem, że nadleśniczy szykowany jest na inne stanowisko. Co do zwolnienia, to pewnie dlatego, że wyciął te drzewa w rezerwacie - komentuje Łuczyk. 

Co do rzekomego konfliktu w strukturach powiatowych Prawa i Sprawiedliwości, wicewojewoda zapewnia, że nic o tym nie wie. Podobno nie wie też nic o byłym podleśniczym, który szybko awansował i został teraz zastępcą nadleśniczego Nadleśnictwa Osusznica. Wicewojewoda zapewnia, że aż tak dokładnie nie śledził przebiegu jego kariery zawodowej. 

Podejmowaniu decyzji z inspiracji wicewojewody zaprzecza też dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku, Łukasz Maciejunas.

- To są bzdury. Jeżeli ktoś mnie zna, doskonale wie, że ja nie patrzę na politykę. To jest właśnie ten problem, bo każdy coś chce politycznie ugrać, ale u mnie jest to niemożliwe - zapewnia.

BŁĄD BYŁ

Główny zainteresowany, czyli były już nadleśniczy Przemysław Gębusia zapewnia, że nie rozumie powodu odwołania go ze stanowiska. 

- Miło mi słyszeć, że pracownicy czegoś tam się doszukują i próbują mnie bronić, ale nie chciałbym wypowiadać się na ten temat na łamach prasy. Zresztą do końca nie znam nawet przyczyn odwołania mnie ze stanowiska - mówi Przemysław Gębusia. 

Przyznaje on, że faktycznie dokonano wycinki w rezerwacie, ale sprawa była wałkowana już wiele miesięcy wcześniej. 

- Wykryliśmy to w marcu i przyznaliśmy się do błędów. Trzeba jednak zaznaczyć, że ta rębnia była w planie urządzenia lasu i uzgodniona była z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. Wycięto powierzchnię zajmującą około 2 proc. powierzchni całego rezerwatu, więc mówienie o wycięciu rezerwatu jest istotnym przekłamaniem - wyjaśnia były nadleśniczy. - Było to cięcie tzw. odsłaniające nowe, naturalne odnowienie bukowe. Błąd powstał. Przyznaliśmy się do niego i przeszliśmy kontrolę. 

Zaznacza on, że po kontroli instytucji certyfikującej PEFC certyfikat został utrzymany. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Szczecinku potwierdziła błąd, ale uznano, że szkody nie są aż tak duże, żeby wprowadzać drastyczne kary. Minęło kilka miesięcy i nagle nadleśniczy stracił swoje stanowisko. 

- Czy w tym wszystkim jest polityka? Tego nie wiem i nie chciałbym się na ten temat wypowiadać - komentuje Przemysław Gębusia. - Mam jakieś swoje odczucia, ale to są tylko moje odczucia. 

Potwierdza on też, że bezpośrednio za wycinkę, jako sprawująca nadzór nad ochroną środowiska w Nadleśnictwie Osusznica, odpowiadała jego zastępczyni. 

- Nie odrzucam od siebie odpowiedzialności, jako szef jednostki, ale faktycznie moja ówczesna zastępczyni była w tym pionie odpowiedzialna za ochronę środowiska. W tej sytuacji awansowanie jej jest kuriozalne - ocenia Gębusia. 

W tej sprawie pojawia się też nazwisko byłego nadleśniczego Nadleśnictwa Osusznica, Jarosława Czarneckiego. Pracownicy sugerują, że to on złożył doniesienie przeciwko nowemu nadleśniczemu. Czarnecki zapewnia, że nie jest to prawda, ponieważ żadnego formalnego doniesienia nie składał. Prawdą jest natomiast, że jako mieszkaniec okolic rezerwatu wspomniał o wycince drzew mieszkającemu po sąsiedzku leśniczemu. 

- Pracowałem tam 24 lata i siłą rzeczy znam każdy kąt. Zapytałem tylko leśniczego, dlaczego to robi? Zainteresowało mnie to, bo zdziwiła mnie wycinka w rezerwacie. Co dalej się działo? Tego nie wiem, bo nie byłem zaangażowany w tę sprawę - mówi Czarnecki. 

Podkreśla, że to on jako były nadleśniczy rozpoczął starania o utworzenie Rezerwatu “Lisia Kępa”. Zostało to zrealizowane rok po jego odejściu. Został odwołany, a teraz pracuje jako specjalista w Nadleśnictwie Miastko. 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%