W podbytowskim Udorpiu jest niebezpiecznie. Ludzie boją się wychodzić na ulicę, bo czyha na nich zagrożenie. Rodzina Gańskich sygnalizuje, że przynajmniej kilku nieodpowiedzialnych sąsiadów pozwala swoim „wilczurom” swobodnie biegać po drodze. Już kilka razy doszło do ataku na ich małego buldoga francuskiego „Leona”. Interwencje policji kończą się pouczeniem. Sąsiedzi uważają, że Udorpie to miejsce, w którym nie powinno się spacerować z psem po drodze publicznej.
[WIDEO]319[/WIDEO]
Gańscy postanowili sprawę nagłośnić z nadzieją, że właściciele owczarków zmądrzeją, a policja podejmie bardziej drastyczne kroki. Główny bohater tej opowieści to buldog francuski wabiący się Leon. To członek rodziny Gańskich. Prawdziwy wojownik, który stoczył niejedną walkę z dużo większymi owczarkami niemieckimi, grasującymi na pobliskiej ulicy. Dziwnym zbiegiem okoliczności wielu sąsiadów upodobało sobie właśnie tę rasę psa. Problem polega na tym, że nie potrafią ich upilnować. Owczarki uciekają z terenu posesji czyhając na Leona.
- Wielokrotnie jeździliśmy do weterynarza. Te psy, jak go dopadną, miotają nim jak szmatą. Natomiast właściciele, z małymi wyjątkami, nie reagują na prośby o dopilnowanie zwierząt - mówi Adam Gański, właściciel Leona.
Jest kilkanaście rodzin posiadających duże psy, w tym trzy rodziny mają po 2 osobniki.
- Za każdym razem, gdy wzywaliśmy policję, chodziło o psa należącego do innej rodziny. Policjanci nie rozpatrują tej sprawy całościowo, tylko zawsze indywidualnie. Kończy się to zazwyczaj pouczeniem - tłumaczy Gański. - Każdy atakujący wilczur będzie stanowić jeden przypadek, ale nasz pies został pogryziony kilkanaście razy.
Buldog francuski Leon wielokrotnie był pogryziony przez tzw. wilczury
Najczęściej sąsiedzi nie robią tego celowo. Zapominają zamykać bramę. Z uwagi na ilość dużych psów, jest duże prawdopodobieństwo, że wydarzy się to po raz kolejny.
- Ostatnio były już nawet telefony z pogróżkami. Usłyszałem, że jeśli nadal będziemy składać donosy na policję, to tego pożałujemy - opowiada Gański. - Jeden z sąsiadów wyzywał moją żonę, a to duży facet. Zaczęli nas nawet nagrywać w momencie, gdy żona jest na spacerze z psem. Zaczęli też wzywać policję dlatego, że żona chodzi z psem na spacer przy płotach, czym podobno prowokuje ich psy do ujadania.
- Zaczepiali naszą córkę. Jeden z sąsiadów miał pretensje o to, że spaceruje z psem drogą publiczną przy jego posesji - opowiada Gabriela Gańska.
Sprawdziliśmy to, udając się z kamerą na spacer. Już przy pierwszej posesji rozpętała się awantura, gdy kobieta z Leonem na smyczy podeszła bliżej płotu. Pies sąsiadów rzucił się do ogrodzenia, a następnie za psem rzucili się również właściciele posesji. Oznajmili, że nie powinna chodzić z psem na spacer po wsi, bo prowokuje ich wilczura do szczekania. Absurdalnie to brzmi, ale tak było, co uwieczniliśmy na nagraniu opublikowanym na portalu iBytów.pl.
Leon to członek rodziny od 8 lat. Nie wyobrażają sobie życia bez niego. Tym bardziej są zbulwersowani tym, co dzieje się przy ul. Bukowej i w najbliższej okolicy.
- Te psy tak jakby polują na naszego Leona - opowiada Gańska.
Kobieta wielokrotnie ratowała swojego psa, biorąc go na ręce. Wówczas wilczur rzucał się na nią. Kilkakrotnie była podrapana ostrymi pazurami.
- Jeden z młodszych sąsiadów już 3 razy ratował naszego psa, gdy córka wychodziła z nim na spacer. To kiedyś może skończyć się naprawdę tragicznie - zaznacza Adam Gański. - Z policjantami to jest tak, że przyjeżdżają różni i dla każdego z nich każdy taki przypadek jest pierwszym. Skutek jest taki, że kary nie ma, a wilczury dalej szaleją.
Wyróżnić mogą tylko jednego sąsiada, który poczuł się do winy i nawet pokrył koszty leczenia Leona. Wszyscy pozostali zachowują się odmiennie. Zdarzało się, że sami dzwonili na policję w momencie, gdy ktoś z rodziny Gańskich wieczorem spacerował z psem w pobliżu ich posesji.
Gańscy domagają się od policji większej skuteczności. Powinny być wyciągane większe konsekwencje, włącznie z kierowaniem spraw do sądu. Ponadto uważają, że dzielnicowy powinien zorganizować spotkanie, aby uświadomić właścicieli dużych psów.
- Powinien im powiedzieć, że można drogą publiczną iść na spacer z psem i ten pies może nasikać na trawę albo na krzaczek, a naszym obowiązkiem jest jedynie zebranie odchodów - zaznacza Gańska.
Taki widok na ulicach Udorpia to norma
SĄSIEDZKA WOJNA
Po opublikowaniu reportażu wideo na naszym portalu rozpętała się prawdziwa sąsiedzka wojna. Pojawiło się mnóstwo komentarzy krytycznych w stosunku do rodziny Gańskich. Poczuli się zaszczuci jednocześnie wskazując, że większość tych komentarzy pochodzi od osób spokrewnionych ze sobą. Odezwał się też jeden z mieszkańców wskazując, że taką przyjęli metodę, aby temat jak najszybciej uciszyć.
- Mieszka u nas sporo rodzin z ukraińskimi “korzeniami”. Są ze sobą spokrewnieni i wspierają się nawzajem. To właśnie oni na Facebooku zaczęli atakować rodzinę Gańskich. Bez względu na dowody, którymi były nagrania i zdjęcia, zaczęli bronić się jednocześnie atakując właścicieli tego pieska - zauważa mieszkaniec Udorpia.
Do redakcji zadzwoniła też kobieta uwieczniona na nagraniu opublikowanym na naszej stronie. Pracuje w Bytowie jako nauczycielka, chociaż z jej słów mogłoby wynikać, że nie zachowuje się jak typowy przedstawiciel tego zawodu. Stanowczo domagała się usunięcia fragmentu nagrania twierdząc, że jest tam widoczna, co nie jest prawdą. Słyszalny były jedynie jej głos. Odmówiliśmy, więc wysłała pismo za pośrednictwem swojej prawniczki. Również odmówiliśmy, ale warto przytoczyć fragmenty tego pisma, w których opowiada swoją wersję dotyczącą posiadanych psów.
- Moja mocodawczyni stanowczo podkreśla, że jej psy znajdują się na ogrodzonej posesji, której samodzielnie nie opuszczają, a jeśli wychodzą poza teren nieruchomości, to tylko w towarzystwie opiekuna - zapewnia prawniczka kobiety. - Co więcej, owczarki niemieckie należące do państwa K. nigdy nie wykazywały i nie wykazują zachowań agresywnych, zarówno w stosunku do ludzi, jak i do zwierząt, toteż nie można jej obarczać winą za zaistniałe zdarzenia. Dodać trzeba, że moja mocodawczyni wykonuje zawód nauczyciela, który postrzegany jest przez społeczeństwo jako zawód zaufania publicznego. Od osób wykonujących ten zawód oczekuje się przestrzegania norm etycznych, moralnych i społecznych.
Z pisma dowiedzieliśmy się, że właścicielkę owczarków niemieckich spotkały podobno przykre konsekwencje w zakładzie pracy. Natomiast rodzina Gańskich uważa, że to właśnie ich spotkały przykre konsekwencje w postaci hejtu rozpętanego przez grupę spokrewnionych ze sobą osób z Udorpia.
Ci sąsiedzi uwiecznieni na nagraniu wideo twierdzą, że nie można przechodzić z psem publiczną drogą obok ich posesji
Sprawa najprawdopodobniej będzie miała swój dalszy ciąg. Policja obiecuje gotowość niesienia pomocy. Jednocześnie mundurowi zapewniają, że każde zgłoszenie dotyczące niebezpiecznych psów będzie rozpatrzone.
- Policjanci na bieżąco reagują na zgłoszenia dotyczące bezpańsko biegających psów. W miejscowości Udorpie wielokrotnie karani byli właściciele, zarówno poprzez pouczenia, jak i mandaty karne. Dzielnicowy mający w swoim rejonie Udorpie w planach działania priorytetowego również realizuje zwalczanie tej kwestii - zapowiada Dawid Łaszcz, rzecznik prasowy KPP Bytów. - W razie konieczności dodatkowego interweniowania zachęcamy do zaznaczania takich przypadków poprzez Krajową Mapę Zagrożeń Bezpieczeństwa, zaś w pilnych do natychmiastowych zgłoszeń poprzez numer alarmowy.
Do tematu wrócimy.
12314:54, 31.10.2024
Udorpie to same Ukraińcy a Ukrainiec wiadomo co to. Panoszą się jakby byli u siebie do swoich niech spadają i walczą
Kaszuba 23:12, 31.10.2024
Żadna tam Bruksela ani Niemcy, Rosja też nie, tylko my sami jesteśmy dla siebie największym zagrożeniem.
3 0
Bardzo złe świadectwo polactwa dajesz. Wstyd mi za takich Polaków jak ty.