Był dla nich jak ojciec, więc pożegnali go jak ukochanego tatę. Podopieczni Władysława Morawskiego, legendarnego trenera judo z Bytowa, spotkali się na specjalnym treningu, w dniu pogrzebu trenera. Morawski zmarł w swoim domu w Ugoszczy. Miał 71 lat.
Tomasz Kmiecik został podopiecznym trenera Morawskiego w wieku 22 lat, 16 lat temu. Przeszedł drogę od białego do czarnego pasa, zdobywając po drodze uprawnienia trenerskie.
- Zaczęło się 40 lat temu w Ugoszczy. Najpierw było Sator, później Jedynka, a następnie Bytowski Klub Sportów Walki. Przewinęło się przez te kluby tyle osób, że nie sposób ich zliczyć – mówi Tomasz Kmiecik, zawodnik, a teraz trener, następca Władysława Morawskiego.
[FOTORELACJA]422[/FOTORELACJA]
Potwierdza, że trener z Ugoszczy dojeżdżał rowerem, bo nie miał samochodu.
- Sam z nim nie raz jeździłem, bo pochodzę z Udorpia. Wspólnie pokonywaliśmy tę trasę, nawet przy najgorszej pogodzie. Pamiętam, że jadąc za trenerem, ciężko mi było go dogonić - mówi z uśmiechem Kmiecik. - Dla nas był to po prostu mentor, nauczyciel życia. On nie tylko trenował. On o nas wszystkich dbał, do każdego regularnie dzwonił. Służył dobrą radą. Pomimo różnych problemów życiowych, nie dawał ludziom odejść z maty. Interesował się, gdy ktoś długo nie był na treningach - opowiada Daniel Wojnicki.
Ciężką pracą dochodzili do sukcesów. Jeden z największych to wicemistrzostwo Polski dla Jakuba Wichłacza. Również obecny trener Tomasz Kmiecik, w kategorii weteranów, stawał na podium mistrzostw Polski, zajmując dwa razy pierwsze miejsce i raz drugie. Oprócz tego było wiele zwycięstw regionalnych.
Aleksander Jackiewicz pod okiem Morawskiego trenował przez 15 lat. Zaczynał w wieku pięciu lat.
- Od 10 lat trenowałem dzień w dzień pod okiem trenera. Był dla mnie wzorem do naśladowania. Pomagał w sprawach prywatnych, gdy były problemy w szkole - opowiada Jackiewicz. - Do każdego zawodnika podchodził indywidualnie. Był bardzo profesjonalny i miał wielkie serce.
Jego brat potwierdza, że trener Morawski był nie tylko profesjonalny, ale i bardzo charakterny. Był dla nich wychowawcą.
- Przekazywał taką postawę swoim podopiecznym.
- To był prawdziwy twardziel. Nie poznałem drugiego takiego, nawet w 50%. Pamiętam, jak 10 czy 12 lat temu podczas treningu trener odebrał telefon, chwilę porozmawiał, spojrzał na nas i dalej trenował. Minęło pół godziny. Zapytałem się, co się stało? Powiedział, że mama mu umarła. Taki to był twardziel - opowiada Daniel Wojnicki.
Podopieczni mówią, że nigdy nie widzieli łez w jego oczach.
Dzień, w którym dowiedzieli się o jego śmierci, był dla nich szokujący. Wspominają, że dzień przed śmiercią był z nimi w sali. Trenował do końca.
Już myślą, w jaki sposób go upamiętnić. Zastanawiają się nad najlepszą formą upamiętnienia trenera Morawskiego.
Tomasz Kmiecik zapowiada, że zrobi co w jego mocy, aby przynajmniej spróbować zbliżyć się umiejętnościami i wynikami do trenera Morawskiego. Łatwo nie będzie.
- Chciałbym, ale będzie ciężko. To był człowiek profesjonalny, wszystko notował, rozpisywał. Tak pracują trenerzy kadry, a nie lokalni szkoleniowcy w małych klubach – komentuje Kmiecik. – Oczywiście chciałbym działać na takim samym poziomie, ale doświadczenie i umiejętności nie są takie same. Obecnie są tylko chęci.
Z jego słów wynika, że Władysław Morawski był samoukiem. Bardzo dużo czytał i ciągle coś analizował. Miał niesamowitą pamięć. Potrafił bez zastanowienia wymieniać przebieg walk sprzed kilku lat.
- Gdy o tym opowiadał, nie raz łapałem się za głowę – komentuje Kmiecik.
Jego podopieczni bardzo żałują, że ich mentor w porę nie dowiedział się o honorowym odznaczeniu przyznanym mu przez Polski Związek Judo.
- To złote odznaczenie przyznane trenerowi w marcu tego roku. Chciałem je wręczyć przy okazji jakiejś ważnej imprezy. Niestety, nie zdążyłem, a trener nawet o tym się nie dowiedział – opowiada Kmiecik.
19 lat temu Morawski otrzymał podobne odznaczenie, ale w stopniu srebrnym.
CZŁOWIEK LEGENDA
Morawski sekcję judo prowadził od ponad 20 lat. Początkowo trenowali w szkołach. Zmieniło się to w 2010 roku, gdy od miasta dostali do dyspozycji tzw. harcówkę przy ulicy Kościuszki. Sami obiekt wyremontowali. Jego znajomi mówią, że judo było jego drugim życiem. Mieszkający w pobliskiej Ugoszczy trener trzy razy w tygodniu jeździł na popołudniowe treningi rowerem, ponieważ nie miał własnego samochodu. Było to dla niego ogromne poświęcenie, ale nie robił tego dla pieniędzy. Przy niewielkim wsparciu miasta sekcja judo utrzymywana była głównie ze składek rodziców i sponsorów. To właśnie głównie rodzice jeździli i nadal jeżdżą na zawody z dziećmi. Morawskiego w wielkich słowach wspomina dr Paweł Wichłacz, którego syn był jego podopiecznym.
- To wspaniały trener, pasjonat, człowiek z niesamowitą wiedzą – komentuje Paweł Wichłacz.
Dowiadujemy się od niego, że Morawski był uczniem Alfreda Żerańskiego, założyciela sekcji judo w Bytowie. Po nim przejął pasję i ją rozwinął.
- To był człowiek z niesamowitą wiedzą, a przede wszystkim z odpowiednim podejściem do dzieci. Uwielbiali go – komentuje Wichłacz. – Ja i moja małżonka traktowaliśmy go jak mistrza. Bardzo mi żal trenera Morawskiego. Była to osoba niepowtarzalna. Niedawno spotkaliśmy się na trasie rowerowej. Obiecaliśmy sobie wspólną kawę. Szkoda, że nie będzie już takiej możliwości.
[ZT]17012[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz