Zamknij

WOJNA DOMOWA w Trzebiatkowej. Członkowie rodziny walczą o MAJĄTEK [WIDEO]

18:00, 07.03.2024 M.W.
Skomentuj Bernadeta Pałubicka wraz z matką Łucją i mężem walczą z członkami rodziny wywożącymi elementy majątku Bernadeta Pałubicka wraz z matką Łucją i mężem walczą z członkami rodziny wywożącymi elementy majątku

Rodzinny konflikt we wsi Trzebiatkowa (gm Tuchomie) zaczyna zbliżać się do niebezpiecznych granic. To prawdziwa wojna domowa. Otrzymaliśmy kilkanaście nagrań wykonanych przez jedną ze stron. To rodzina Pałubickich. Na jednym z nich, prawdopodobnie zięć, próbuje przejechać teściową, z użyciem ciągnika rolniczego. To tylko jeden z wielu incydentów, a w tle trwa wojna o majątek. Strona, która czuje się poszkodowana, prosi o pomoc. Uważają, że ich życie jest zagrożone. Druga strona rozmowna nie jest. Od razu przechodzi do czynów. 

Sprawę zgłosiła Bernadeta Pałubicka. To siostra kobiety, która wraz z mężem weszła w konflikt z jej matką. Starsza pani w 2005 roku przepisała cały majątek, 11 hektarów ziemi i zabudowania, na rzecz jednej z córek i jej męża. Przepisane zostały nieruchomości. W akcie notarialnym zabezpieczono możliwość mieszkania do końca życia. Przez lata nic się nie działo. W ostatnich tygodniach konflikt zaczął narastać. Jak zeznaje Bernadeta Pałubicka, siostra z mężem zaczęli przyjeżdżać na posesję i zabierać różnego rodzaju sprzęty.

- Mama się z tym nie zgadza, bo przepisane mają jedynie nieruchomości, a nie wyposażenie gospodarstwa. Oni nie zamierzają odpuścić. Siłą zaczęli zabierać majątek należący do mojej mamy - opowiada Bernadeta Pałubicka.

Zaczęła się otwarta wojna sióstr. Pani Bernadeta i jej mąż wykonali kilkanaście nagrań prezentujących niechlubne dokonania właścicielki gospodarstwa. Agresja jest ogromna. 

- Moi rodzice przepisali gospodarstwo na siostrę Barbarę i szwagra Andrzeja w 2005 roku. Dopóki żył mój tata, do 2010 roku, wszystko było w porządku. W 2012 roku sytuacja zrobiła się bardzo niedobra - zeznaje Pałubicka.

Przypomina sobie jeszcze jeden incydent, krótko po przepisaniu majątku. Już wówczas szwagier Andrzej miał zabrać część sprzętu należącego do żyjącego wówczas ojca.

- Tata zażądał oddania sprzętu, a on wpadł w taką złość, że oblał się benzyną, stojąc na podwórku groził samospaleniem. Mama zabrała mu zapałki. Uratowała go - opowiada Pałubicka. - Gdyby nie moja siostra, innym razem on by mnie na strychu udusił. Miałam wielkiego sińca na nodze i uraz ręki. Byłam z tym szpitalu.

Ostatecznie doszli do porozumienia, ale w kolejnych latach konflikt co rusz pojawiał się na nowo. 

- Siostra z mężem mieszkają też w Trzebiatkowej. Wyeksmitowali mnie, a także mojego brata, który powiesił się w lutym ubiegłego roku - zeznaje Bernadeta Pałubicka. 

Obecnie mieszka w dawnej szkole w Trzebiatkowej. Wspomina, że przez lata po przepisaniu majątku to ona zajmowała się ojcem, chorym na nowotwór. 

Opowiada, że w 1998 roku całe rodzeństwo, czyli 7 osób, spotkało się w rodzinnym domu. Ustalali komu co się należy. Byli zgodni, że gospodarstwo ma przejąć siostra Barbara. Dla Bernadety Pałubickiej miała być wydzielona jedna z działek. 

- Siostra Anna dostała drewno z prywatnego lasu rodziców, na wesele. Siostra Ewa też coś dostała, a ja miałam dostać działkę o powierzchni 20 arów. Jest to zapisane w akcie notarialnym, ale do dziś nie zostało wykonane - opowiada. - Ponadto jeszcze na spotkaniu w 1998 roku zrobiliśmy ustalenia, że wraz z rodziną będę mogła mieszkać w tym domu aż do śmierci. To przyrzeczenie zostało złamane. 

Przyznaje, że w kwestiach prawnych nie jest dobrze rozeznana. Domyśla się, że 20 arów ziemi powinna dostać. Zamierza to osiągnąć, Po nagłośnieniu sprawy. 

- W ostatnim czasie przyjechał brat z bratową z Niemiec. We współpracy z moją siostrą zaczęli wywozić sprzęty z gospodarstwa. Próbowali nawet zabrać zabytkową maszynę, na którą mama zarobiła pomagając w gospodarstwie sąsiadom. Dużo jest takich sprzętów, które są wyłącznie własnością mojej mamy, a oni siłą próbują to odebrać - zeznaje mieszkanka wsi Trzebiatkowa. - Zabierają to dlatego, że ich zdaniem ja to wezmę i sprzedam na złom. Jest to ukierunkowane przeciwko mnie. 

Zaznacza, że w akcie notarialnym jest przeniesienie majątku wyłącznie w postaci nieruchomości. Nie ma słowa o wyposażeniu gospodarstwa. Jej nieżyjący ojciec podobno wyraźnie zastrzegał, że całe wyposażenie gospodarstwa ma na zawsze zostać w gospodarstwie. Siostra i brat z bratową powywozili część rzeczy. Zdążyli pozakładać kłódki na niektórych pomieszczeniach. Każdy ich przyjazd to eskalacja konfliktu. Nagrania z tych incydentów publikujemy na naszym portalu iBytów.pl.

Siostra z mężem na działce obok starego domu postawili dom w stanie surowym zamkniętym. Najprawdopodobniej będą chcieli się tam za jakiś czas wprowadzić.

- Mój mąż postawił za własne pieniądze, własnymi rękami kilka budynków gospodarczych, w tym garaż, z którego obecnie korzysta szwagier. Niestety, nic nie było na piśmie. Wszystko wykonano “na słowo” - relacjonuje nasza rozmówczyni.

Słowa córki w 100 procentach potwierdza pierwotna właścicielka gospodarstwa - Łucja Pałubicka. Obecnie ma 76 lat. Bardzo przeżywa każdy incydent. Kilkanaście dni temu agresywny zięć próbował przejechać ją ciągnikiem rolniczym, co zostało uwiecznione na opublikowanych przez nas nagraniach.

- Wyszłam za mąż i wprowadziłam się tu w 1970 roku. Wówczas nie wiedziałam, że teściowie mieli pozaciągane długi w bankach. Przez wiele lat trzeba było ciężko pracować, aby zarobić pieniądze. W lesie pracowałam, u sąsiadów pracowałam, żeby wszystkie długi posłać. Prawie do emerytury dorabiałam jako listonosz, a następnie w Niemczech. Dzięki temu długi zostały spłacone. Ponadto jeszcze po powrocie z Niemiec mój mąż w tajemnicy przede mną dał zięciowi Andrzejowi 3500 zł na remont ciągnika. To miała być pożyczka. Do dziś tych pieniędzy nie oddał - wspomina Łucja Pałubicka. - Dostali gospodarstwo bez długów, ale w akcie notarialnym nie ma mowy o tym, że dostają również wyposażenie. Mój mąż przed śmiercią powiedział, że teraz to należy do mnie, a po mojej śmierci wyposażenie gospodarstwa miało trafić do mojego syna, mieszkającego w Niemczech.

Po śmierci, a nie za życia, wbrew jej woli. Niestety taka sytuacja obecnie ma miejsce. 

- Teraz dochodzi do tego, że własnymi rękami muszę bronić tych rzeczy. Ostatnio stanęłam przed garażem, a on na mnie traktorem z ładowarką najeżdżał. Chciał ciężkim sprzętem rozwalić szopę! - alarmuje 76-latka.

Kobieta mówi, że żałuje decyzji sprzed lat. Chciałabym ją zmienić, na przykład pozbawić zięcia możliwości dysponowania majątkiem. 

Twierdzi, że próbowała cofnąć przepisanie majątku, ale podobno w sądzie w Słupsku nic nie wskórała. Przyznaje, że nie zna się na prawnych aspektach tej sprawy. Ma nadzieję, że nagłośnienie sprawi, że znajdą się ludzie, którzy im pomogą. Przynajmniej zięć ma być pozbawiony majątku.

- Powinni zrobić tak, jak jest w akcie notarialnym. Napisano wyraźnie, że mama może tu mieszkać do końca życia, cały majątek należy do niej, a nie wszystko pozamykane na kłódki - zaznacza Bernadeta Pałubicka. - W przeszłości starałam się ten dom utrzymywać w porządku, przed eksmisją. Lata temu to ja mamie w polu pomagałam. Basia nie garnęła się do takiej pracy. Mamy nawet zdjęcia, na których widać jak mama kopie ziemniaki, a ona tylko się przygląda. To jest niesprawiedliwe.

Według jej opowieści, którą potwierdza matka, w czasie gdy jej ojciec chorował na raka, to ona zajmowała się ojcem. Siostra podobno odmówiła wykonywania czynności medycznych w domu. 

- Tak jest przez cały czas. Potwierdzam to. Ostatnio była też taka sytuacja, że poprosiłam zięcia o posadzenie ziemniaków, abym miała co jeść. Odmówił. Powiedział że sama mam ziemniaki posadzić - zeznaje Łucja Pałubicka.

Zięć i córka zbudowali nawet nowe bramki na płotach, aby utrudnić seniorce dojście do ogrodu warzywnego. Musi chodzić dookoła, bo na bramce zawieszona jest kłódka. We własnym domu zaczęła czuć się jak obca osoba, niechciany lokator. 

DRUGA STRONA

Próbowaliśmy porozmawiać z córką Łucji Pałubickiej, właścicielką gospodarstwa. Była na miejscu, ale odmówiła składania szczegółowych wyjaśnień.

- Postępuję zgodnie z prawem - zapewniła. 

Co do słuszności tych słów przekonany nie jest nawet mecenas Paweł Szmurło z Bytowa. Jego zdaniem, według wstępnych ustaleń, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z uporczywym nękaniem, stalkingiem. 

- Jeśli utrudniany jest dostęp do pomieszczeń posiadanych w ramach umowy dożywocia, można policję wzywać. Sprawa tego typu jest zawsze trudna. Można też mówić o rażącej niewdzięczności. Sprawa powinna być skierowana do sądu - doradza mecenas Szmurło i zaprasza do kontaktu.

Adwokat mówi, że jest w stanie poprowadzić tę sprawę. Na pierwszy rzut oka jest mocno skomplikowana, ale można by pokusić się nawet o sprawę karną przeciwko córce wywożącej sprzęty z rodzinnego domu. Tym bardziej, że zachowanie jej i męża uwiecznione są na nagraniach.

 

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

......

5 0

jakie to niskie i smutne.... 21:54, 07.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

Ajeksandej wiejkiAjeksandej wiejki

1 1

Lesiu, musisz zmienić taktykę. Czy ty ślepy jesteś? Pod każdym propagandowym waszym postem pojawiają się komentarze kilkunastu KANDYDATÓW na radnych z waszego komitetu - i NIC WIĘCEJ! Itak na każdym nazwisku. Uważacie mieszkańców za kogo? Serwując im takie banialuki? Cienko jest musicie przyznać! Czas zwijać kuwetki. 22:34, 09.03.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%