Zamknij

TRAGEDIA staruszki. Bytowski Urząd Skarbowy POMÓGŁ, spółdzielnia WYRZUCA [WIDEO]

21:39, 12.09.2022 M.W. Aktualizacja: 21:46, 12.09.2022
Skomentuj Zofia i Jurek Moszczyńscy małżeństwem są od 1964 roku. Zgodnie z przysięgą - na dobre i na złe Zofia i Jurek Moszczyńscy małżeństwem są od 1964 roku. Zgodnie z przysięgą - na dobre i na złe

Rozumie, co się do niego mówi, bo w takim momencie łzy leją mu się z oczu. Gdy nikt do niego nie przemawia, leży nieruchomy “jak kłoda”, nie dając oznak życia. 82-letni Jurek Moszczyński (to nie zdrobnienie - takie imię mu nadano) z końcem września będzie musiał wyprowadzić się z mieszkania przy ulicy Długiej w Miastku. Wraz z żoną Zofią wyrzuca go Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa, która jest nieprzejednana. W przeciwieństwie do bytowskiego Urzędu Skarbowego. Tam otrzymali pomoc.

Oboje przez lata za dużo pieniędzy wydali na opiekę nad niepełnosprawnym wnuczkiem, a od 2010 roku nad sparaliżowanym Jurkiem. Głowę 82-latka toczy guz, który w każdej chwili może go zabić.

- On umrze, gdy tylko przewiozą go przez próg naszego domu - rozpacza Zofia Moszczyńska.

Eksmisja odbyć ma się wkrótce. Jest już decyzja. Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa nie zamierza odpuścić. Tracą mieszkanie, bo przez lata nie płacili czynszu. Dług urósł do ponad 100 tys. zł. Mieszkanie o powierzchni ponad 60 m2 sprzedano na licytacji za 99 tys. zł. Nie kupiła go osoba prywatna, tylko Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa. Do spłacenia pozostało jeszcze 38 200 zł. Nie pomogły prośby i błagania. Nie pomogło płacenie czynszu w ostatnich miesiącach, gdy sytuacja emerytów uległa poprawie. Mają więcej pieniędzy w sumie tylko dlatego, że niepełnosprawny wnuczek zmarł, więc odeszły koszta. Leżący “jak kłoda” Jurek tak naprawdę czeka na śmierć, ale chciałby pożyć jak najdłużej. Płacze, gdy żona czyta mu treść pisma od Miasteckiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Mają się wynosić. Jako lokal zastępczy wskazano jeden pokój w tzw. baraku komunalnym. 

- Wiadomo, jakie tam jest towarzystwo. Jeśli mąż nie umrze po przewiezieniu go na łóżku przez próg naszego mieszkania, to z pewnością długo w tym baraku nie pożyje, a ja pójdę razem z nim - rozpacza Zofia Moszczyńska.

Podkreśla ona, że wiele instytucji i osób pomogło jej wcześniej. Nawet banki umorzyły kredyty, a Urząd Skarbowy wyciągnął pomocną dłoń, umarzając podatek. Nawet komornik był bardzo przyjazny, ale on musi wykonywać prawomocne postanowienia. Tylko Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa nie zamierza odpuścić. Nie zgodzili się nawet na przedłużenie terminu eksmisji. 

Opieka nad mężem wymaga 24-godzinnej pracy. Trzeba też często wstawać do niego w środku nocy. Mąż nie siedzi, nie mówi, nie potrafi się obrócić. Jest jak leżący posąg. Zero komunikacji z żoną, ale gdy ona do niego przemawia, czytając treść pism od Miasteckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Jurek zawsze płacze. Jasne jest, że on wszystko rozumie, co się wokół nich dzieje. 

- W ostatnich tygodniach zacisnęła mu się pięść i tak już pozostała - zeznaje 75-latka.

Wnuczek zmarł w 2010 roku i mniej więcej w tym samym czasie zaczęła się choroba męża, więc Moszczyńska nawet nie miała jednego roku, aby odpocząć. Jeden niepełnosprawny odszedł z tego świata i pojawił się następny. Córka wyprowadziła się później, a ona została z 82-letnim mężem. Wiadomo, że opieka najpierw nad niepełnosprawnym wnukiem, a następnie nad mężem, drenuje domowy budżet. Było jeszcze gorzej, gdy w poprzednich latach Moszczyńska nie miała emerytury, więc czasami musieli brać pożyczki. Dług rósł, nie płacili czynszu. 

- Ratowałam wnuczka, a później ratowałam męża. Pieniądze były potrzebne na rehabilitację, na wyjazdy do Słupska, na opłacenie lekarzy, kroplówek i wszystkiego. W poprzednich latach byłam na rencie, więc dochody nie były duże. 

Kobieta opowiada, że lekarz nie zaleca nawet przenoszenia męża z jednego pokoju do drugiego, a co dopiero wywiezienie go na zewnątrz karetką i umieszczenie w baraku komunalnym. 

- W spółdzielni powiedzieli, że nie mam się niepokoić, bo karetka go przywiezie. Jeśli mąż umrze, to oni będą mieć go na sumieniu!

Gdy sytuacja materialna Moszczyńskich uległa poprawie, kobieta zaczęła płacić czynsz. Prosiła aby resztę zadłużenia rozłożyć na raty. Chciała płacić całą miesięczną kwotę czynszu i do tego jeszcze połowę tej kwoty. Stać ich teraz na to, bo razem z mężem mają około 4 tys. zł miesięcznie. Po stronie Miasteckiej Spółdzielni Mieszkaniowej jest jednak bardzo krótka odpowiedź. 

- Jest już za późno. Mieszkanie zostało przez spółdzielnię wykupione za 99 tys. zł i zostanie wystawione na przetarg, w celu znalezienia nowego właściciela. Moszczyńscy mają się wynosić. 

- Ja nie mam pretensji do pana prezesa, bo trochę nam pomagał, ale teraz nie wiem co się stało, że nie chcą porozumienia - komentuje emerytka. - Występowałam kiedyś o częściowe umorzenie zadłużenia, ale o tym nawet mowy nie było, chociaż taki gest miał Urząd Skarbowy. Nawet banki kredyty umorzyły. Od Miasteckiej Spółdzielni Mieszkaniowej chciałam tylko umorzenia odsetek. Jednocześnie znam lokatora, któremu spółdzielnia bez problemu umorzyła zadłużenie odsetkowe. W moim przypadku mowy o tym nie było. 

Nie dość, że w Urzędzie Skarbowym kobieta uzyskała umorzenie podatku, to jeszcze miłe pracownice doradziły jej w jaki sposób może załatwić rehabilitację dla męża.

- Szczególnie jedna pani bardzo mi pomogła. Jej nazwiska nie pamiętam, ale bardzo jej za to dziękuję. Urząd Skarbowy w Bytowie naprawdę zachował się w porządku wobec naszej trudnej sytuacji. Nie to, co nasza Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa. Bardzo dziękuję również naszemu burmistrzowi, Witoldowi Zajstowi, bo też bardzo mi pomaga. Takiego wspaniałego burmistrza jeszcze nie mieliśmy! - podkreśla Moszczyńska. 

Jest zdesperowana. Gdy od dyrektor Zarządu Mienia Komunalnego, Joanny Szwedy, dowiedziała się, że dostanie wraz z mężem mieszkanie w baraku, przez głowę przeszła jej tylko jedna myśl.

- Pomyślałam, że nie będę się już dłużej męczyć. Odbiorę sobie życie! - płacze emerytka. 

SPRAWA ZAMKNIĘTA?

Prezes Miasteckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Tomasz Fabianiak zapewnia, że sprawy zaszły za daleko i już nie można tego cofnąć. Obwinia on małżeństwo Moszczyńskich o to, że wcześniej nie potrafili się ze spółdzielnią dogadać.

- Mieszkanie to, po licytacji, nie jest już własnością państwa Moszczyńskich, więc musieliśmy złożyć sprawę do komornika - mówi Tomasz Fabianiak.

Jego zdaniem sprawy już nie można odkręcić na tym etapie. Mieszkanie zostało przez spółdzielnię zakupione na licytacji. Teraz ma być jak najszybciej sprzedane osobie zainteresowanej, aby spółdzielnia mogła odrobić straty, czyli pokryć to, czego przez lata małżeństwo Moszczyńskich nie płaciło. 

- Kupiliśmy ten lokal za 99 tys. zł, ale ta kwota została podzielona na kilku wierzycieli, więc i tak nie odzyskaliśmy wszystkich pieniędzy. Tymczasem pani Moszczyńska wcześniej okłamywała nas, że nie ma więcej wierzycieli, że jest tylko Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa. Okazało się to nieprawdą - podkreśla prezes Fabianiak. - Teraz mamy obowiązek opróżnienia lokalu i przekazania go do przetargu. 

Wyjaśnia on, że dopóki lokal jest zadłużony, tworzy się fundusz zapasowy na poczet zadłużenia, a więc na takiego lokatora zrzucają się wszyscy członkowie spółdzielni mieszkaniowej. Z licytacji mieszkania Moszczyńskich Miastecka Spółdzielnia Mieszkaniowa bezpośrednio pozyskała ponad 70 tys. zł, bo reszta kwoty trafiła do innych wierzycieli. Właśnie dlatego formalnie Zofia Moszczyńska ma do oddania jeszcze ponad 38 tys. zł, aby zadłużenie zostało całkowicie zlikwidowane. 

Zwracamy uwagę, że 99 tys. zł to niska cena, jak za mieszkanie w Miastku o powierzchni ponad 60 m2. W odpowiedzi prezes Fabianiak tłumaczy, że podobno w pierwszych licytacjach nie było osób zainteresowanych. W drugiej licytacji mieszkanie zostało sprzedane za 2/3 wartości. Fabianiak zapowiada, że przetarg będzie otwarty. Opublikowane zostaną ogłoszenia. Nie widzi możliwości prawnych, aby Moszczyńska mogła lokal odzyskać. 

- Wiem, że pani Moszczyńska teraz płaci bieżące obciążenia czynszowe, ale wcześniej nie było woli porozumienia i nie było woli zapłaty czynszu. Teraz już nie ma możliwości nawiązania porozumienia, ponieważ licytacja została zakończona. Lokal trzeba opróżnić i wystawić na przetarg, żeby spółdzielnia odzyskała pieniądze, wyłożone na zadłużenie tego mieszkania.

[ZT]6996[/ZT]

CHCESZ WIĘCEJ INFORMACJI? CZYTAJ DARMOWE WIEŚCI Z POWIATU!

SKUTECZNA REKLAMA? TYLKO U NAS! Darmowa gazeta WIEŚCI Z POWIATU (nakład 30 000 szt.) + portale informacyjne (www.ibytow.pl www.miastko24.pl www.iszczecinek.pl ) + Gazeta Miastecka + GRATIS Spotted Bytów

tel. 513 313 112 e-mail: [email protected]

(M.W.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

EhhhEhhh

3 1

Sorry,ale latami nie płacili,jak widać podatki i kredyty także niepłacone i umorzone. Oczywiście,że sytuacja teraz jest beznadziejna,doszły wiek i ciężka choroba,ale to nie tłumaczy wcześniejszych beztroskich finansowo dziesiątek lat życia,gdyby tak patrzeć każdy z nas powinien nie płacić rachunków,rat i podatków,a potem wzbudzać litość wiekiem i chorobą. 23:32, 12.09.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%