Spadające z nieba trociny to największe zmartwienie kilkunastu rodzin z Kołczygłów, mieszkających w pobliżu zakładu drzewnego firmy Łąccy. Ludzie narzekają, że urzędnicy robią niewiele, aby problem załatwić. Winią też lokalne władze. Natomiast właściciel zakładu podobno jest odporny na prośby i apele sąsiadów. Sam mieszka kilkanaście kilometrów od siedziby firmy.
- Dokładnie od marca 2021 roku na naszą posesję sypią się trociny z pobliskiego zakładu. Wielokrotnie prosiliśmy o rozwiązanie tego problemu. Wynika on z tego, że nieszczelny jest stojący za płotem silos. Generalnie to jeden z kilku zakładów tej firmy, utworzony w dawnej fabryce mebli. Gdyby to był nowoczesny zakład, pewnie nie byłoby problemu - mówią Maria i Zdzisław Wiśniewscy z Kołczygłów.
Trociny są wszędzie, zaczynając od parapetów, po taras, a nawet ogródek warzywny. Gdy wiatr zawieje mocniej, a zakład pracuje, trocinowy pył unosi się w pobliżu.
- Wszystko jest w trocinach. Gdy na chwilę zaparkujemy samochód przed domem, on też cały jest w trocinach. Na myjnię regularnie musimy jeździć, a sąsiad nie reaguje, niestety - narzeka Wiśniewska.
Z ich opowieści wynika, że silos, z którego wydobywają się trociny, został zbudowany w 2020 roku. Później zaczął się problem.
- Próbowaliśmy porozmawiać z kierownictwem zakładu, ale oni nie są zadowoleni gdy do nich dzwonimy. Ignorują nas.
Rodzina Wiśniewskich i ich sąsiadka domagają się zrobienia porządku z silosem, z którego trociny wydobywają się na ich podwórka
Trochę śmieszy ich bezradność urzędników. Opowiadają, że przed kontrolą pracownicy wychodzą na silos i zrzucają zalegające na górze trociny, zazwyczaj rozdmuchiwane przez wiatr. Podczas jednej z ostatnich kontroli przedstawicielki wydziału ochrony środowiska w starostwie bytowskim przyjechały 5 lipca i stwierdziły, że… trocin nie ma na terenie zakładu.
- Bo zdążyli posprzątać. Prosiliśmy ich, aby wybrali się na nasze podwórko, bo przecież tego dotyczyło zgłoszenie. Nie przyszli, co jest wielkim absurdem, bo nie zgłaszaliśmy, że trociny zalegają na terenie zakładu. W sprawie chodziło o to, że one są na naszym podwórku i na podwórkach sąsiadów - podkreśla Maria Wiśniewska.
Trzeba podkreślić, że to nie jest tak, że nic nie wykryto. W protokole napisano, że doszło do rozszczelnienia rury przeznaczonej do transportu trocin. Problem polega na tym, że potraktowano to, jako pojedynczy incydent, a nie sprawę dziejącą się od kilku lat.
Mieszkańcy wzywali nawet policję, uznając, że skoro sąsiad zanieczyszcza ich posesję, to powinien zapłacić mandat. Skończyło się na tym, że po wizycie policji trociny z silosa zostały zebrane, ale po kilku dniach sytuacja zaczęła się powtarzać. Na razie nie ma sposobu na załatwienie problemu uciążliwego zakładu.
- Nie rozwiązano również problemu uciążliwego hałasu, bo to drugi obok trocin problem. Latem wypoczywać się nie da, bo nie dość, że z nieba trociny lecą, to jeszcze hałas doskwiera. Nie da się tu żyć!
Złożyli skargę do starostwa. Są zaskoczeni, bo starostwo nawet na pismo nie odpowiedziało. Czują się całkowicie zignorowani.
- Urząd Gminy w Kołczygłowach 27 czerwca skierował to pismo do starostwa w Bytowie. Odpowiedzi brak - potwierdza Maria Wiśniewska.
- Zadzwoniłam do nich ostatnio, to powiedzieli, że przecież w tym zakładzie jest czyściutko. Nie wykryli żadnych trocin. Próbowałam jej wytłumaczyć, że nie skarżymy się na trociny zalegające na terenie zakładu. Chodzi nam o trociny na naszym podwórku.
Następna zgłoszona sprawa to dym, wydobywający się czasami z zakładu. Wiśniewscy relacjonują, że gdy interweniowali w tej sprawie, mieli usłyszeć, że akurat tego dnia był rozruch pieca.
- Problem polega na tym, że ten rozruch istnieje przez cały czas, od kilku lat - zauważają. - Kiedyś funkcjonowała tu Bydgoska Fabryka Mebli, w czasach komuny. Też był hałas, ale nie byli tak uciążliwi jak ten zakład, odkąd go uruchomili w 2021 roku.
Problem potwierdza również sąsiadka Danuta Hendrych z ul. Pogodnej.
- Mieszkam tu od 40 lat, ale odkąd powstał zakład, sytuacja jest nieznośna. Mam szumy uszne, jestem wykończona nerwowo. Strasznie to przeżywam. Czytam, że 10 lat krócej będę żyła przez takie sytuacje - komentuje Danuta Hendrych. - Podobnie jak u sąsiadów, nie dość, że jest smog i hałas, to jeszcze wszystko w trocinowym pyle. Latem nie da się odpocząć. Muszę uciekać z ogródka.
Zaznacza ona, że właściciele domów jednorodzinnych byli pierwsi. Działkę kupiła 40 lat temu. Zakład powstał zaledwie kilka lat temu, w dawnej fabryce mebli. Jej zdaniem przy tworzeniu nowej firmy w miejscu kiedyś istniejącej o podobnej charakterystyce, wszystkie uregulowania prawne powinny być spełnione na nowych warunkach.
- U naszego wójta też byliśmy. Obiecał reakcję, ale my nie mamy czasu czekać kolejne lata. Chcemy normalnie żyć!
Podkreślają, że nie walczą o likwidację zakładu, ale aby zakład funkcjonował w taki sposób, żeby właściciele sąsiednich posesji nie musieli przez to cierpieć.
Wystarczy, że trochę zawieje i podwórko, budynki i samochody pokryte są trocinowym pyłem
WÓJT
Wójt Artur Kalinowski potwierdza, że sprawa jest mu znana. Pod względem proceduralnym musi być rozpatrywana w starostwie, ale oczywiście lokalnie może być mediatorem. Uważa, że gmina nie powinna wobec tartaku stosować drastycznych kroków.
- Wolę dyplomatyczne rozwiązania. One są najlepsze - przekonuje Artur Kalinowski.
Ujawnia, że ostatnio była u niego delegacja mieszkańców.
- Myślę, że zarząd firmy Łąccy zna ten problem i z pewnością zmierza do rozwiązania. Z dnia na dzień nie da się tego załatwić - komentuje wójt Kalinowski. - Lepiej rozmawiać z zakładem, aby znaleźć dogodne rozwiązanie.
Przypomina mieszkańcom, że w trudnych czasach firma Łąccy zapewniała zatrudnienie dla bezrobotnych. To też jakaś zasługa, więc jego zdaniem nie wypada iść w ostry spór z lokalnym przedsiębiorcą.
- Trzeba znaleźć rozwiązanie dobre dla obu stron. Jestem przeciwko trwającym przez lata bataliom - podkreśla włodarz.
FIRMA
O dziwo w pierwszej rozmowie członek zarządu firmy Łąccy Jacek Greinke zapewnia, że od nas po raz pierwszy słyszy o tym problemie.
- Mamy cztery zakłady i dyrektorów na tych zakładach. Nic nie dotarło do mnie, więc nic nie mogę skomentować. Nie nadzoruję tego. Jestem od finansów. Nie jestem dyrektorem operacyjnym - zapewnia Jacek Greinke.
Poprosił o wysłanie pytań na piśmie. Kilka dni później nadeszła odpowiedź. To podtrzymanie słów członka zarządu.
- Chcemy uprzejmie poinformować, że żadne pismo ani skarga mieszkańców nie wpłynęła do siedziby zarządu spółki. Nikt z mieszkańców nas nie informował o problemach ani ewentualnych uciążliwościach - zapewnia zarząd spółki Łąccy, chociaż sąsiedzi zapewniają, że dzwonili w tej sprawie.
Jednocześnie firma twierdzi, że kierownictwo zakładu przy ul. Fabrycznej samodzielnie inicjowało rozmowy z sąsiadami „mając świadomość problemu w związku z nasilonymi kontrolami interwencyjnymi. Chcąc ustalić źródło problemu i je skutecznie rozwiązać”.
- Obecnie w związku z sytuacją oraz proekologiczną polityką zarząd spółki zlecił wykonanie analizy/audytu, jako przeglądu ekologicznego firmie WB-EKO sp. z. o.o. z siedzibą w Parchowie, która dodatkowo nadzoruje działania naszej firmy w zakresie szeroko pojętego obszaru ochrony środowiska. Ma to na celu wyodrębnienie elementu uciążliwości w oddziaływaniu, które po oznaczeniu zostanie niezwłocznie usunięte, co skutecznie rozwiążą problem współistnienia tak skrajnych funkcji, jak zabudowa przemysłowa i mieszkaniowa. Pragnę zaznaczyć, że w obecnej lokalizacji zakład produkcyjny funkcjonuje już od lat powojennych (wcześniej jako fabryka wozów i barakowozów, później, jako tartak Bydgoskich Fabryk Mebli). Po wykonaniu analizy/audytu natychmiast poczynione zostaną zadaniowe prace naprawcze i zlecone działania mające na celu ograniczenie oddziaływań do minimum możliwego do realizacji. Wszystko po to, aby sytuacja się nie powtórzyła - zapewnia zarząd spółki. - Prowadzimy działalność w sposób przejrzysty i rzetelny i nic nie mamy do ukrycia. Prowadząc działalność od przeszło 40 lat, zawsze staraliśmy się stosować i wdrażać rozwiązania ograniczające emisję do możliwego minimum, aby żyć jak najlepiej z sąsiadami i społecznością lokalną. Chociaż w dzisiejszych czasach jest to zadanie coraz trudniejsze.
Zaprosili redakcję na wizytę w zakładzie. W odpowiedzi potwierdziliśmy z zastrzeżeniem, że będziemy chcieli przebieg wizyty filmować. Ciąg dalszy na nagraniu...
[WIDEO]321[/WIDEO]
WIOŚ
Sprawą zainteresował się już Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. W pierwszym piśmie potwierdzono, że w zakładzie przy ul. Fabrycznej była kontrola. Nie potwierdziła ona doniesień mieszkańców.
- Zakład drzewny, jako podmiot korzystający ze środowiska, jest obowiązany przestrzegać przepisów ochrony środowiska, tym samym między innymi zabezpieczać trociny przed wydostawaniem się poza teren przedsiębiorstwa - potwierdza Karolina Bogdewicz, Pomorski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska.
Dowiadujemy się, że kontrola w zakładzie w tym roku przeprowadzana była dwukrotnie, 5 lipca i 14 sierpnia.
- Podczas czynności kontrolnych ustalono, że pod koniec maja 2024 roku doszło do rozszczelnienia rurociągu do transportu trocin, co spowodowało zanieczyszczenie sąsiadujących z zakładem terenów. Uszkodzenie to zostało usunięte. W dniu przeprowadzonych oględzin terenu nie stwierdzono nadmiernej emisji zanieczyszczeń, w szczególności trocin, z terenu zakładu - zapewnia dyrektor Bogdewicz. - Natomiast odnośnie hałasu emitowanego przez tartak, Pomorski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska 25 czerwca 2024 przekazał wniosek o podjęcie działań w związku z uciążliwą emisją hałasu z tartaku do starosty bytowskiego, który w przypadku stwierdzenia, że w wyniku działalności są przekroczone dopuszczalne poziomy hałasu poza zakładem, wydaje decyzję o dopuszczalnym poziomie hałasu.
Odpowiedź WIOŚ była niezadowalająca. Nijak się miała do nagrania i zdjęć wykonanych przez sąsiadów, którzy obecność trocin dokumentują od kilku lat. Z tej dokumentacji wynika, że nie był to incydentalny przypadek. Zapytaliśmy dyrektor WIOŚ, czy nie czuje się w tej sytuacji publicznie ośmieszona przez zarząd zakładu Łąccy? Sprowokowana tymi słowami zapowiedziała, że traktuje to jako wniosek o przeprowadzenie kolejnej kontroli. Poprosiła o wysłanie nagrań i zdjęć potwierdzających obecność trocin. Zrobiliśmy to.
Jednocześnie inspektorat poinformował, że od 2021 roku wpłynęły 3 wnioski o interwencję dotyczące tartaku w Kołczygłowach. W 2022 roku została przeprowadzona kontrola interwencyjna na wniosek dotyczący gospodarki odpadami. Zgłoszenie nie zostało potwierdzone. W 2023 roku zgłoszenie dotyczyło hałasu i zostało przekazane do starosty. Natomiast w 2024 roku podczas kontroli interwencyjnej na terenie zakładu nie stwierdzono rozwiewania trocin. Teraz będzie kolejna kontrola. Ma być przeprowadzona przed końcem tego roku.
[ZT]13966[/ZT]
momo07:29, 05.11.2024
2 0
Ten sam porblem mamy w Borowym Mlynie.....
Były pracownik10:32, 05.11.2024
5 0
Pan Greinke już jest dobrze poinformowany. Zawsze wie o wszystkim, tylko odpowiedzialność i tłumaczenia zrzuca na innych. Pracowałam tam i ilekroc miała przyjeżdżać inspekcja to wszyscy szybko sprzątali… Smiechu warte.
Joanna 17:27, 05.11.2024
2 0
Mieszkam koło wwlfabryki, niestety too prawda hałas który przeszkadza normalnie funkcjonować, ,,dym,, ktory czasami wydostaje się z. Komina fabryki aż żal na to patrzeć, okolica jest przepiękn pola, pola uprawne, ale ten hałas odbiera prawie cały urok tej okolicy. Jak fabryka nie działa to jest jak w bajce ale jak tylko wlaczy swoje nie wiem co tam włączają... to czwartek pryska i trzeba zamykać okna bo inaczej jest ciężko. Proponuję ekrany dźwiękowe, jak przy autostradacch i to już , bo ci państwo tam zwarjują od tego ciagłego hałasu.
Głupa kleją 19:49, 05.11.2024
2 0
Głupa kleją pseudo ,, dyrektorzy ,, Wiadomo że wszelkie normy przekroczone... Koperty idą poprostu u oczko jest przymykane
Nie zrobią nic16:26, 07.11.2024
0 0
Jak będą mierzyć to firma będzie o tym wiedzieć