Wójt Parchowa, Andrzej Dołębski, przeniósł się na chwilę do rodzinnej gminy, położonej bezpośrednio przy granicy z Ukrainą. Wykorzystując znajomości i koligacje rodzinne przedostał się bez kolejek na teren Ukrainy, gdzie dostarczył dary, a stamtąd, wraz z dyrektorem miejscowej szkoły w Parchowie, Jerzym Werrą, przywieźli osoby uciekające przed wojną. Dla Dołębskiego taka wyprawa to przysłowiowa “bułka z masłem”. Przy polsko-ukraińskiej granicy czuje się jak u siebie.
- Zawiozłem dary ofiarowane przez naszych mieszkańców, a także kilka paczek przekazanych przez gminę Trzebielino - wyjaśnia wójt Andrzej Dołębski.
Jak opowiada, bus, którym jechali, był wypchany po sam sufit. Wszystkie dary zawieźli do miejscowości Sokal, znajdującej się około 30 km od granicy z Polską. Zostawili je w parafii rzymskokatolickiej, u znajomego księdza Kazimierza. Rozdał je wśród potrzebujących w Sokalu. Część zostanie przerzucona dalej, na wschód Ukrainy.
- Z powrotem przywieźliśmy dwie kobiety z dwójką dzieci, które są obecnie na terenie gminy Parchowo - opowiada wójt Dołębski.
Wyjaśnia on, że pochodzi z miejscowości Dołhobyczów, która znajduje się przy granicy z Ukrainą. Zna miejscowego wójta, a sekretarz jest jego kolegą ze szkolnej ławki.
- Znam też poprzedniego wójta i mam znajomości w Straży Granicznej. Dzięki temu przez granicę przejechałem poza kolejką - wyjaśnia Dołębski.
[FOTORELACJA]141[/FOTORELACJA]
Jak opowiada, to ksiądz Kazimierz przywiózł do przetransportowania do Polski dwie kobiety z dwójką dzieci. Wzięliby więcej uchodźców, ale ksiądz jeździ samochodem osobowym i po prostu więcej osób do swojego auta nie zmieścił. Jedna kobieta jest ze stolicy Ukrainy, Kijowa, a druga z miejscowości Sokal.
- To są rzeczywiście osoby potrzebujące pomocy, bo tam naprawdę dzieją się rzeczy złe - zaznacza wójt Dołębski.
Pochodząca z Kijowa kobieta mówiła, że miała naprawdę bardzo mało czasu. Mogła wziąć tylko dziecko i zapakować niezbędne rzeczy, aby uciekać do Polski. Początkowo, ze względu na ograniczone środki finansowe, chciała przeczekać wojnę w miejscowości Sokal, przy granicy z Polską, ale natrafiła się jej okazja, więc pojechała z wójtem Dołębskim na Kaszuby. Jest z tego powodu bardzo szczęśliwa i zadowolona, podobnie jak druga kobieta.
- Dużo osób do Polski ucieka samochodami, ale żeby to zrobić, trzeba mieć pieniądze na paliwo i mieć też samochód - wyjaśnia wójt Parchowa.
Opowiada on również, że na terenie Ukrainy jest bardzo dużo busów i autobusów z napisem “dzieci”, które najmłodszych dostarczają do granicy i wracają do kraju po następne dzieci. Na granicy jest tłum ludzi. W Dołhobyczowie na przejściu granicznym czeka się nawet 20 godzin, ale dzięki pomocy pracowników Straży Granicznej wójt Dołębski i dyrektor szkoły z Parchowa przejeżdżali poza kolejnością.
- Mam stały kontakt z sekretarzem gminy Dołhobyczów, bo to mój kolega z ławki szkolnej. Na bieżąco przekazuje mi informacje o sytuacji. Być może uda mi się tam jeszcze raz pojechać - komentuje Dołębski.
Jak zeznaje, nawet 30 km od granicy z Polską widać symptomy działań wojennych. Są umocnienia z worków z piaskiem i poustawiane szyny. Są też stanowiska strzelnicze, a ponadto regularnie rozmieszczone są punkty, w których przeprowadzane są kontrole.
- Trzeba powiedzieć do kogo się jedzie i w jakim celu. Przejazd na pewno jest utrudniony. Czasami trzeba jakiś prezent zostawić, bo inaczej niektórzy nie przepuszczą - opowiada wójt Parchowa.
Według jego zeznań, Polacy są traktowani wyjątkowo przyjaźnie. Widać wyjątkową wdzięczność dla sąsiadów.
- Teraz tak to wygląda, chociaż historycznie były różne sprawy. Najważniejsza jest pomoc ludziom, w szczególności dzieciom i kobietom - zaznacza Dołębski.
Czy Ukraińcy wierzą, że uda im się wygrać tę wojnę? Dołębski mówi, że są przekonani, iż wygrają. A on co na ten temat myśli? Mówi, że na to pytanie nie odpowie, po czym zapada w milczenie.
[ZT]5734[/ZT]
Opowiadając swój życiorys, wyjaśnia, że pochodzi z gminy Dołhobyczów. Jego mama i najbliższe rodzeństwo przeprowadziło się w okolice Lublina, ale w gminie Dołhobyczów zostało kuzynostwo.
- Mam tam do kogo wracać i często wracam. Byłem nawet na wycieczce motocyklowej, razem z komendantem powiatowym Andrzejem Borzyszkowskim. Ludzie są tam bardzo gościnni, nawet bardziej niż na Kaszubach - podkreśla Dołębski.
Opowiadając swoją historię mówi, że pracę w roli leśnika zaczynał w rodzinnej gminie, ale zawsze marzył o leśniczówce nad jeziorem. Jego kuzyn, dowódca pułku lotniczego w Gdyni, namówił go na przyjazd na Pomorze. Znalazł wolną leśniczówkę i tak obecny wójt trafił do gminy Parchowo. Pomogło to, że jego kuzyn polował z ówczesnym dyrektorem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w jednym kole łowieckim. W taki sposób przyszły wójt trafił tu w 1987 roku. Z czasem zakorzenił się w gminie Parchowo, aż w końcu został włodarzem.
Co ciekawe, w przeszłości przy granicy z Ukrainą sąsiadami byli dziadek wójta Dołębskiego i dziadek wójta gminy Borzytuchom, Witolda Cyby. Z tamtego rejonu pochodzi również rodzinna Czesława Langa. Mieszkali w pobliżu gminy Dołhobyczów, na terenie, który obecnie należy do państwa ukraińskiego. Były to żyzne gleby hrubieszowskie. W obszar Ukrainy zostały włączone w 1953 roku, w ramach operacji nazywanej “prostowaniem granic”.
- Na tamtych terenach bez użycia nawozu można było zebrać 9 ton z hektara - podkreśla Dołębski.
TRAGEDIA w Bytowie. NIE ŻYJE UCZEŃ szkoły branżowej
Oczywiście, że w 1szej kolejności winni są rodzice takich dzieciaków. Brak kontroli, tzw. bezstresowe wychowanie, brak czasu dla swoich dzieci robi swoje. Dziś wychowuje takich internet i grupy rówieśnicze. Szkoła też ma dużo za uszami. To tylko brzmi tak pięknie w teorii, że mają wykwalifikowanych pedagogów, psychologów etc. W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Jak zgłasza się jakiś problem do szkoły, to odpowiadają, że wyolbrzymiasz problem, albo jesteś przewrażliwiony itd. I na tym temat się kończy. Aha, albo stawiają Cię pod murem i wyskakują z tekstem, że jeśli nie pasuje ci szkoła, to ją zmień. Co za czasy żeby to ofiara musiała zmieniać szkołę, bo jest szykanowana itp, a nie oprawca! Kolejne samobójstwo nastolatka, tyle się o tym trąbi i nic. Zamiast obowiązkowe lekcje n.t zapobiegania takim tragediom, sygnałom, profilaktyka, ale po co. Takie zajęcia powinny być w szkole obowiązkowe jak język polski czy matematyka. Nikt nie wyciąga z takich tragedii żadnej „ lekcji”… Bo po co? Wygoda, przecież to nie dotyczy mojego dziecka itd. Tzw. spychologia. Przykre, ale jakże prawdziwe.
XYZ
14:31, 2025-10-18
TRAGEDIA w Bytowie. NIE ŻYJE UCZEŃ szkoły branżowej
Niestety dużo dzieci jest nękanych i boją się o tym mówić. Wszystko zaczyna się w domu, bezstresowe wychowanie, brak rozmów z dziećmi, brak kontroli oraz patologiczne zachowania rodziców. Dzieci są odzwierciedleniem rodziców. Pozwalają na takie zachowania, popierają je lub nie mają kontroli nad własnymi dziećmi. Bardzo współczuję rodzinie..
.
12:25, 2025-10-18
TRAGEDIA w Bytowie. NIE ŻYJE UCZEŃ szkoły branżowej
Wyrazy współczucia dla rodziny. Ale teraz będzie tak: nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nad nim się nie pastwił. Tradycja. Winnych bezzwłocznie do poprawczaków chyba, że od razu do ZK! Bez litości! Oczywiście nie będę zadawał pytań typu - czy szkoła wiedziała, czy powiadomiła odpowiednie instytucje, czy jeśli tak to te instytucje zrobiły coś w tym kierunku czy ......
Mieszkanka
12:01, 2025-10-18
TRAGEDIA w Bytowie. NIE ŻYJE UCZEŃ szkoły branżowej
Stara śpiewka, szkoła ma nauczyć, wychować, nakarmić, wszystko widzieć i przewidzieć. Szkoła od wszystkiego, wszyscy inni, ludzie i instytucje nie muszą nic. Nie wiesz ani ty, ani ja jak było i co się działo, ale ty już wiesz, że to wina szkoły.
Kaszuba
11:09, 2025-10-18